Dwóch panów w łódce

Patrzmy w przyszłość: Tusk czy Trzaskowski liderem Platformy? Trzaskowski właśnie odpalił drugą edycję swojego pomysłu na dialog z aktywnym młodym pokoleniem, któremu nie jest wszystko jedno, kto i jak rządzi Polską.

Prezydent Warszawy jest w dobrej formie. Zarobił ostatnio dużo punktów politycznych. W mediach zachodnich i w amerykańskim Kongresie opowiadał płynnie po angielsku, jak sobie radzi w tej roli z napływem uchodźców z Ukrainy. Wypadał dobrze i przekonująco. Platforma ma teraz błogosławiony kłopot: wystawić Trzaskowskiego czy Tuska na prezydenta Polski?

Tak, do tych wyborów jeszcze trochę czasu. Nie wiemy, kto wygra parlamentarne, a co dopiero prezydenckie. Nie wiemy, jak PiS sobie poradzi z drożyzną ani jak się dalej potoczy wojna w Ukrainie. Jednak demokracja, nawet słabnąca, jak dziś nasza, to nieustająca kampania wyborcza. Wygrywa ten, kto to rozumie i wyciąga wnioski. A więc kogo powinna wystawić PO? Im szybciej się zdecyduje, tym lepsze rokowania. Tusk czy Trzaskowski?

PiS jest w gorszym położeniu. Duda nikogo nie namaścił, Kaczyński też milczy. Krąży plotka, że kandydatem może być obecny ambasador w Waszyngtonie, a przedtem w Izraelu Marek Magierowski. To zawodnik wagi ciężkiej, z dużym doświadczeniem w polityce i z językami. Pojedynek z Trzaskowskim, politykiem z podobnym życiorysem publicznym i potencjałem, byłby fascynujący. Na salonach politycznych krąży też inna intrygująca plotka, że Departament Stanu USA stawia na Trzaskowskiego, a na krótką metę na Dudę.

Prawdopodobnie momentem prawdy będą nadchodzące wybory do parlamentu. Jeśli Tuskowi powiedzie się plan jednej listy sił demokratycznych – który wciąż promuje z determinacją godną wagi sprawy, jaką jest pokonanie obozu Kaczyńskiego – a lista wygra, to Tusk jest naturalnym kandydatem na premiera. Chyba że w zamian za przystąpienie P2050 do wspólnej listy zaoferuje Hołowni szefostwo rządu, a sam wystartuje na prezydenta. Oba warianty wydają się racjonalne.

Ale jeśli plan Tuska spali na panewce, to nie widać, jak miałby po przegranej ścigać się o prezydenturę. Wtedy wracamy do punktu wyjścia. Jeśli nie Tusk, to tylko Trzaskowski. Ponowne ubieganie się o prezydenturę Polski przez niego to byłaby rzecz normalna. Powinien próbować, kogokolwiek wystawi Kaczyński.