Unię można obrażać, cyckać i demolować, ale nie można z niej za to wylecieć

Krystyna Pawłowicz dodała nowy wpis do kroniki polskiej eurofobii. Niczym nas nie zaskoczy, odkąd splunęła na flagę UE. Trudno jednak przejść do porządku nad jej słowami, że chciałaby, aby „ta cała Unia Europejska zniknęła z powierzchni ziemi”, bo z nadania obecnej władzy pełni funkcję sędzi polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Malowany to trybunał, odkąd przejęła go z tego samego nadania pani Przyłębska, ale innego nie ma, a jego rola ustrojowa jest kluczowa. Więc to nie tylko żenada dotycząca osoby, ale i despekt dla tej instytucji.

Wpis jest prywatny, lecz siłą rzeczy, czyli z powodu funkcji Pawłowicz, a także kontekstu jej kolejnego wybryku retorycznego w sferze publicznej, pokazuje stan umysłowy i kondycję moralną obecnych elit rządzących w Polsce. Kontekst jest taki, że Parlament Europejski poparł wyraźną większością głosów wstrzymanie wypłaty funduszy dla Polski i Węgier, dopóki oba państwa nie zastosują się do zasad praworządności i nie wykonają wszystkich zasądzonych w tej sprawie wyroków. Proste: fundusze za praworządność. Kto jak kto, ale doktor prawa powinien rozumieć i szanować rządy prawa i konsekwencje dobrowolnego przystąpienia Polski do UE.

Ale dość już o Pawłowicz. Postawmy pytanie zasadnicze: czy Unia może się skutecznie bronić przed Kaczyńskim i Orbánem? Krótka odpowiedź: nie. Jest bezsilna, bo nie przewidziała, że oni się jej przydarzą. Nie ma takiej opcji w prawie europejskim, żeby państwo członkowskie można było z UE wydalić. Można tylko zawiesić część jego praw, w tym do głosowania. Ale na to potrzeba zgody Rady Europejskiej. Tymczasem Orbán z Kaczyńskim zawarli przymierze, że w razie czego użyją weta. A gdyby cudem udało się zgodę uzyskać, to wdrożenie jej w życie zajęłoby prawdopodobnie długie lata. UE to nie Rada Europy, która ma opcję wykluczenia i właśnie z niej skorzystała w połowie marca wobec Rosji Putina za napaść na Ukrainę.

Dlatego Kaczyński i Orbán mogą się czuć bezkarni. Deklarują, że z Unii nie chcą wystąpić. To może być szczera deklaracja, bo chcą korzystać z funduszy. Orbán wykorzystał je do zbudowania systemu oligarchii i rządów poza demokratyczną kontrolą mediów, sądów, społeczeństwa obywatelskiego. Teraz zapowiedział, że zawetuje embargo na import rosyjskiej ropy naftowej. Wymusi więc prawdopodobnie na Unii osłabienie kolejnej serii sankcji na Rosję, finansującej z importu kopalin jej brudną wojnę w Ukrainie. I co? I nic.

Polexitu ani hunxitu nie będzie, chyba że Kaczyński i Orbán sami odpalą artykuł „brexitowy”, gdy dojdą do wniosku, że im się to politycznie opłaci. Koszty ekonomiczne, społeczne, kulturowe nie mają dla nich decydującego znaczenia. Liczy się utrzymanie władzy. A demokraci niech nie myślą, że w takiej sytuacji Pawłowicz czy Ziobrze spadnie włos z głowy za eurofobię. Żeby zniknęli ze sceny, Kaczyński musi przegrać wybory. A i tak nawet wtedy będą długo roztapiać się we mgle. Jak uśmiech kota z „Alicji w krainie czarów”.