Kremlowskie jastrzębie

I znów ruski mir straszy Zachód atomem i trzecią wojną światową. Ale ile razy można stosować ten sam szantaż? To już chyba na nikim nie robi wrażenia. Pogroził tym razem Ławrow. Zaraz po wizycie dwóch ważnych ludzi Bidena, sekretarza stanu Blinkena i sekretarza obrony Austina, w Kijowie. Obiecali kontynuację pomocy dla walczącej Ukrainy. W takich sytuacjach, kiedy Putin widzi, że Amerykanie jednak się go nie boją, wyciąga atom. Ale oni wiedzą, że szantaż atomowy to dowód słabości Putina, więc tym mniej się go boją.

Na razie obserwatoria zachodnie śledzące rosyjskie wojska atomowe nie zauważyły jakichś podejrzanych ruchów mogących zapowiadać zadanie ciosu nuklearnego przez Rosję w Ukrainie czy gdzie indziej. Kreml jest silny w gębowaniu, ale wszyscy widzą, że wojna Putina trwa już trzeci miesiąc i końca nie widać. Widać za to, że Zachód, na czele z USA, nie spanikował. Strefa NATO w Europie zamiast się od Rosji odsuwać, nie tylko trwa, ale może się wkrótce rozszerzyć na Finlandię i Szwecję.

Mimo bombardowania ukraińskich węzłów kolejowych pomoc militarna płynie do Ukrainy szerokim strumieniem. Już nie tylko broń defensywna, ale też ciężka: czołgi, wozy pancerne, samoloty. Blitzkriegu już nie będzie, będą dalsze straty. Dlatego kremlowskie jastrzębie znów straszą wojną atomową. Nie tylko Putin i Ławrow. Dołączył sekretarz rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Patruszew: Zachód stworzył w Ukrainie przyczółek neonazizmu, który Rosja musi rozgromić, by nie doszło do likwidacji ludności Rosji rękami Słowian. No to trzeba te ręce odrąbać i wciskać dalej ruskiemu światu, że to Rosja jest ofiarą Zachodu, a Ukraina narzędziem agresji NATO.

Gdyby nie zbrodnie wojenne popełniane w Ukrainie przez armię rosyjską, można by te spiskowe paranoje odesłać do kroniki szaleństwa nacjonalistycznego. Włącznie z kremlowskimi szantażami atomowymi. Ponieważ jednak wojna Putina jest dowodem, że na Kremlu nie rządzą ludzie racjonalni, przewidywalni, pragmatyczni, odpowiedzialni, lecz karmieni obsesjami na punkcie liberalnego Zachodu, przywódcy odpowiedzialni muszą brać pod uwagę każdy scenariusz.

Dlatego wolny świat zachodzi w głowę, jak zatrzymać rosyjską agresję i do czego jeszcze Rosjanie mogą się posunąć. Interesujące jest to, że w ramach tej debaty kruszeją tematy tabu: czemu nie wysłać sił NATO do pomocy Ukraińcom i ochrony dostaw materiałów i sprzętu potrzebnego Ukrainie do obrony i kontrofensywy? Czemu raz na zawsze wykluczyć członkostwo Ukrainy w NATO? Czemu godzić się na zabranie niepodległej Ukrainie Krymu i Donbasu? Słowem, czemu ulegać szantażowi kolosa na glinianych nogach? Siadać z nim do stołu rozmów pod jego dyktando?

Bo przecież wojna Putina pokazuje, że Zachód pod każdym względem jest silniejszy. Nie on zaatakował, wyciąga wnioski ze swoich błędów, powinien w porozumieniu z Kijowem postawić Rosji swoje warunki, wytyczyć swoje czerwone linie, wypracować nową doktrynę o relacjach z Kremlem na czas po Putinie. Chodorkowski daje mu jeszcze dwa, trzy, może pięć lat panowania.