Więcej spluw w polskich domach

Polska nie potrzebuje szerszego niż dotąd dostępu prywatnych osób do broni, tylko zdolnej do odparcia agresji Rosji armii zawodowej – sprawnej, nieupolitycznionej i odpornej na korupcję.

Taka armia pozwoliłaby nam dotrwać do momentu odpalenia art. 5 przez NATO i włączenia się Sojuszu do wojny obronnej na flance północno-wschodniej.

Ale pod pretekstem dramatu w Ukrainie niedobitki kukistów wespół z pisowcami próbują forsować w Sejmie projekt ustawy ułatwiającej dostęp obywateli do broni palnej. Inwazja Rosji na naszego sąsiada okazała się „złotem politycznym” dla sił autorytarnych w obozie Kaczyńskiego i poza nim. Można w poczuciu patriotycznego obowiązku kontynuować pushbacki na granicy z Białorusią, zwiększać wydatki państwa na siły zbrojne, agitować za rozbudową obrony terytorialnej, szkoleniami strzeleckimi i samoobronnymi, zdjąć odium z samozwańczych grup pilnujących porządku społecznego.

Czy naprawdę tędy droga w państwie demokratycznym?

Wątpliwe. To raczej droga do militaryzacji społeczeństwa na użytek zwolenników rządów twardej ręki. Sam musiałem przejść szkolenie obronne w liceum i na studiach. Była to kompletna strata studenckiego czasu i pieniędzy publicznych na to przeznaczonych. Może ktoś nauczył się zakładania opatrunków, ale na pewno nie celnego strzelania. Ale to było w PRL, państwie ideologicznym, w którym obywatele byli potencjalnym mięsem armatnim, rezerwą armii Układu Warszawskiego. Przed żadną agresją te wojska nikogo w Europie nie musiały bronić, same były agresorem w Czechosłowacji i w Budapeszcie.

Dobrze, że w Polsce militaryzacja państwa i społeczeństwa nie budziła dotąd entuzjazmu wśród obywateli. Przystąpiliśmy do UE i NATO w przekonaniu, że to zasadnicza gwarancja naszego bezpieczeństwa. W ramach tej współpracy możemy dokonywać aktualizacji na tym polu. Ale nie na chybcika. To są poważne sprawy. Mamy już regulacje, wystarczy się ich trzymać. A jeśli zmieniać, to po szerokiej konsultacji, jak choćby w sprawie ewentualnego poboru powszechnego, dziś poniechanego od USA po UE.

Swobodny dostęp do broni nie wzmocni naszej zdolności do obrony przed agresją. Co innego trzymać spluwę w domu, co innego umieć jej użyć do walki z wrogim wojskiem. W praktyce znaczny przyrost sztuk broni palnej i amunicji w rękach prywatnych zwiększyłby ryzyko i zagrożenie, że arsenał byłby wykorzystywany w samoobronie przed rzeczywistym lub urojonym wrogiem prywatnym lub do załatwiania jakichś porachunków, a może i samosądów. Od tego mamy policję i wojsko, by obywatele czuli się bezpieczni. Oczywiście warunkiem tego, by się czuli, jest profesjonalne i zgodne z prawem działanie policji, służb państwowych i wojska. Tak się dzieje, gdy służą obywatelom, a nie tylko aktualnie rządzącym politykom.