Kaczyński w dół, Duda w górę

Czytanie wypowiedzi wicepremiera Kaczyńskiego zaczyna przypominać czasy „kremlinologii”. Po publikacji kolejnego „raportu” Macierewicza prezes dał wywiad dla PAP. Generalnie znajdziemy w nim typowe dla Kaczyńskiego ogólniki i insynuacje, ale tak podane, by nie dało się ich jednoznacznie zrozumieć. Gdyby nie wypowiadał ich faktyczny premier i prezes partii rządzącej, można by sobie darować żmudny trud dekonstrukcji jego szyfrów i kodów. Tak zwykle mówią politycy usiłujący ukryć swe rzeczywiste intencje i plany. Musimy spekulować.

Agencja wybija z tej rozmowy jedną myśl Kaczyńskiego: że sprawa odpowiedzialności karnej za katastrofę (Kaczyński mówi o zamachu) smoleńską bardzo wielu ludzi w Polsce jest aktualna. To brzmi jak zapowiedź, że będą pokazowe procesy polityczne poprzedników obecnej władzy, a dziś jej oponentów. Bo chyba nikt nie wątpi, że Kaczyński nie miał na myśli pracowników kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, którzy feralny lot organizowali. Ale spokojnie, to tylko słowotok.

Czy Tusk pójdzie siedzieć za niewinność? Nie pójdzie i wszyscy o tym wiedzą, ale postraszyć opozycję zawsze można. Nie pójdzie siedzieć ani Tusk, ani nikt z jego ówczesnej ekipy, bo po prostu nie da się tego zorganizować w sensie rzetelności prawno-procesowej. Nie byłoby dowodów, najwyżej poszlaki, których żaden szanujący się sąd nie mógłby potraktować serio (a wciąż mamy w Polsce wolne sądy i prawdziwych sędziów).

Póki nie mamy w Polsce kompletnej fasadowej demokracji, procesy pokazowe byłyby nie do przeprowadzenia. Nawet prokuratura pod nadzorem Ziobry wciąż nie daje rady wyszykować dowodów ani oskarżeń „zamachowych”. Nie da się uszyć fikcji. Byłby też wielki rumor międzynarodowy, bo w obronie byłego szefa Rady Europejskiej wystąpiłyby gremia unijne. Oni to wszystko wiedzą, ale mówią nie do nas ani do Europy czy nawet do Putina, tylko do „ciemnego ludu”, który chce igrzysk.

Z Kaczyńskim trzeba uważać, bo ma realną władzę, ale nadszedł już czas, by go odmitologizować. A razem z nim odmitologizować PiS. Nie są wszechmocni i wszechwiedzący. Są sprawni w propagandzie, cieniutcy w rzemiośle rządzenia. Vide „polski nieład”, chaos podatkowy, galopująca inflacja i drożyzna, protesty rolników i mniejszego biznesu, nauczycieli, medyków, kontrolerów lotniskowych i kogo tam jeszcze.

Jedyny potencjał ma środowisko wokół prezydenta Dudy. Wojna w Ukrainie wywindowała w politycznych notowaniach Zachodu nie PiS, tylko Dudę. Jeśli na kogoś stawiają w obozie Kaczyńskiego, to na prezydenta. A Duda zrozumiał, że może się od niego wyemancypować. W realnej polityce gra się takimi kartami, jakie się ma. Póki PiS ma władzę i szanse na wygranie kolejnych wyborów parlamentarnych, środowisko Dudy, ze wszystkimi jego wadami i słabościami, jawi się jako mniejsze zło.

Może to być błąd politycznej diagnozy, ale zauważmy, że „misja pokojowa” Kaczyńskiego w Kijowie była porażką, a środowa wizyta Dudy z trzema prezydentami bałtyckimi – wizerunkowym i politycznym sukcesem. Zapamiętano, że nazwał, słusznie, naszą obecność w NATO i UE polską racją stanu. Wyszedł z poczekalni w Białym Domu Bidena, nawiązał osobistą relację z Borisem i prezydentem Zełenskim. Zaczął robić politykę zagraniczną, gdy Morawiecki, Ziobro i Kaczyński ją demolują. Ściskał się z Zełenskim, ale nie z Le Pen. Nie ma własnej partii, jak Macron, ale ma weto, inicjatywę ustawodawczą i odblokowany wstęp na agorę międzynarodową. Po tym, jak wykorzysta te „dywizje”, oceni go historia.