Rechot historii

Antyunijna polityka Kaczyńskiego nie ustała. PiS chce się wykreować na lidera zachodniej pomocy dla Ukrainy. Pokazać, że to mniejsze państwa coś dla niej robią, gdy mocarze zachowują się jak „miękiszony”. Ten plan będzie pompowany jeszcze silniej po wygranej Orbána.

Liderzy europejscy oficjalnie mu nie gratulują, bo Orbán bezczelnie atakował już po wygranej Brukselę i Zełenskiego. Skoro nazywa ich przeciwnikami, to Unia słusznie nie odmraża funduszy dla Węgier. Orbán stał się dziś największym wewnętrznym problemem dla UE. Pojawiły się głosy, by Węgry usunąć z Unii.

Kto jako pierwszy pogratulował wygranej Orbánowi? Oczywiście Putin. Ale nie tylko on, bo do pochwał i gratulacji bez żenady dołączają politycy pisowscy. Dla marszałka Terleckiego zwycięstwo jedynego proputinowskiego unijnego premiera to powód do radości dla PiS. Waszczykowski poszedł dalej: wyraził nadzieję, że przymierze PiS z Orbánem, Le Pen, Salvinim będzie utrzymane. A nasz premier bronił Orbána, bo dołączył do niektórych sankcji na Rosję. Przy okazji zaatakował znowu Niemcy i Francję jako hamulcowych utrudniających zmuszenie Putina do przerwania zbrodniczej rozprawy z niepodległą Ukrainą.

Jakie są fakty? Unia, w tym oba jej „motory”, Niemcy i Francja, szykuje po Buczy kolejne sankcje. Tak samo Amerykanie i Brytyjczycy. Zakręcanie kurków nie idzie szybko tak samo w Polsce, jak gdzie indziej w Unii. Zawsze można powiedzieć, że za mało i za późno. I wymachiwać szabelką przeciwko Rosji tak, by ciachnęła nie Moskwę, ale Brukselę. Morawiecki chyba liczy na wygraną Le Pen, skoro atakuje Francję na cztery dni przed tamtejszymi wyborami prezydenckimi. Przyjaciółka Putina w ostatnich dniach urosła w sondażach. Gdyby wygrała wkrótce po zwycięstwie Orbána, marzenie Waszczykowskiego zaczęłoby się realizować. Antyliberalny sojusz skrajnej prawicy europejskiej nabrałby nowego impetu.

To czarny scenariusz. Tym skrajnie antyeuropejskim siłom nie chodzi o uratowanie Ukrainy. Im chodzi o zniszczenie Unii Europejskiej. O powrót do agresywnej rywalizacji między państwami narodowymi ze wsparciem Rosji Putina. Dlatego nie ma sprzeczności między tym, że PiS gratuluje Orbánowi, a jednocześnie potępia agresję Rosji, nakładanie sankcji, pomoc militarną dla Kijowa.

PiS też chce obezwładnić Unię, więc może przymknąć oko na to, że Orbán jest prorosyjski i odmawia przyłączenia się do zachodniego frontu odmowy współpracy z Putinem. Bliższa koszula ciału: Orbán, Kaczyński, Le Pen mają wspólny interes w tym, by stawiać silniejszy opór „lewactwu” niż Putinowi. Ich bazą nie są miasta, inteligencja, klasa średnia, choć i tam zapuścili macki.

W Europie Zachodniej jest inna proporcja między tymi warstwami społeczeństwa niż w społeczeństwach pokomunistycznych. Dlatego tam demokracja się broni i obroni, ale w naszej części Europy może zginąć razem ze wszystkimi swoimi dobrodziejstwami. Wtedy na scenie politycznej pozostanie prawica populistyczna i nacjonalistyczna. Wylądujemy z powrotem w schyłkowej, faszyzującej II RP i w stalinowskiej PRL. Koło się domknie. Rozlegnie się rechot historii, jak na tym wiecu z Orbánem w dniu jego zwycięstwa.