Marszałek Grodzki znów na celowniku PiS

Jeśli prezydent Biden powiedział w Warszawie prawdę o Putinie, to czemu marszałek Grodzki nie miał prawa powiedzieć prawdy w orędziu do parlamentu Ukrainy? Wypowiedział ją bez ogródek, podobnie jak Biden nazwał rzeczy po imieniu: że Putin nie powinien być dalej u władzy. Gdy Grodzki mówił, że przez Polskę jadą tiry z towarem dla Rosji, Polska nadal importuje kopaliny (choć rząd wytyka innym państwom zachodnim, że robią to samo), a majątki rosyjskich rekinów biznesu są u nas bezpieczne, mówił prawdę.

Wkrótce potem rząd zapowiedział, że to się skończy, i złożył projekt odpowiedniej ustawy. Czyli pośrednio potwierdził to, co ukraińskim deputowanym powiedział marszałek polskiego Senatu, trzecia osoba w naszej państwowej hierarchii urzędowej. A nawet można mu pogratulować, że popchnął rząd do działania w pożądanym kierunku.

Orędzie za „haniebne” uznał obóz władzy. Marszałek Senatu powiedział prawdę, tego PiS nie wybacza. Ostre słowa wybacza swoim, a nawet do nich zachęca, ale nie opozycji, zwłaszcza Platformie. Skrót myślowy Grodzkiego, że polski rząd finansuje wojnę Putina, pisowski senator Marek Pęk uznał za zdradę polskiej racji stanu. PiS złożył wniosek o odwołanie Grodzkiego, a kandydatem na jego następcę został senator Pęk. Grodzki ma ponieść karę za orędzie, Pęk ma dostać nagrodę za jego napiętnowanie.

Skrót myślowy z prawdą materialną się nie mijał, ale nawet ludzie Platformy, w tym prezydent Komorowski, nie byli zachwyceni. Prawdopodobnie chodziło o to, że był za ostry i krytykował „za granicą” polski rząd, który Ukraińcy postrzegają jako sojusznika w ich walce z rosyjską napaścią. Słowem, niepotrzebnie przeniósł do Kijowa nasz wewnętrzny spór polityczny, co stawiało Radę Najwyższą w niezręcznej sytuacji.

Są to wątpliwości racjonalne, ale sprawę powinno się zamknąć. Marszałek Grodzki zagroził Pękowi pozwem do sądu. Ze swych słów się nie wycofał, podobnie jak prezydent Biden nie wycofał się ze swej warszawskiej frazy o Putinie ani z nazwania go przestępcą wojennym i rzeźnikiem. Nie było to zachowanie dyplomatyczne, to fakt. Ale faktem jest też, że Biden miał podstawy do złamania dyplomatycznego konwenansu, bo kontekstem była brudna, krwawa i absurdalna wojna w środku Europy.

Marszałek Grodzki miał prawo wytknąć hipokryzję rządowi Morawieckiego i Kaczyńskiego. Mógł dobrać inne słowa. Stało się. Nie jest to jednak powód, by go dyskredytować, bo działał, tak jak Biden, w tej samej słusznej sprawie solidarności z Ukrainą nie tylko w słowach, ale i w czynach. Czy kara za prawdę w niedyplomatycznej szacie słownej mu się należy, zdecydują senatorzy. Incydent pokazuje, że pod osłoną wojny rosyjsko-ukraińskiej obóz Kaczyńskiego zaostrza wojnę polsko-polską. Następny atak na demokratów 10 kwietnia.