Ukraiński bój z fake newsami

To szokujące, że spora część Francuzów, i to w młodym wieku, wierzy rosyjskiej propagandzie wojennej. Ponad połowa wierzy co najmniej w jedną teorię spiskową związaną z wojną Putina. Jak wskazują badania IFOP, to głównie sympatycy skrajnej prawicy – Le Pen i Zemmoura – i skrajnej lewicy Melenchona. To się nie dzieje w postkomunistycznej Europie, lecz w ojczyźnie oświecenia i praw człowieka. Putin toczy swą brudną wojnę także w internecie.

Francuzi wierzą w teorie spiskowe podsuwane przez putinowskie media i trolle: Ukraina depcze prawa rosyjskojęzycznych obywateli, dała się wciągnąć w antyrosyjską hecę NATO, rządzą nią neonaziści. A skoro wierzą, to popierają wojnę Putina, a prawdy albo nie chcą znać, albo ją odsuwają na bok pod różnymi pseudouzasadnieniami. Wolą czerpać łże-wiedzę z sieci i francuskojęzycznych mediów proputinowskich. Nie chcą zakazu tej propagandy we Francji.

Ta „internetoza”, infekcja umysłów przenoszona przez kontakt z łże-portalami i tzw. mediami społecznościowymi, wydaje się nie do opanowania, ale trzeba próbować. To dziś główne narzędzie kampanii dezinformacyjnych wymierzonych w Ukrainę i cały wolny demokratyczny świat. Dezinformatorzy mają trzy główne metody manipulacji swymi grupami dotarcia: 1) a u was zabijają Murzynów, 2) pokażemy wam prawdę, której u was nie puszczą, 3) prawda leży pośrodku, ale bliżej nas.

A przecież internet powstał z pragnienia szybkiej interakcji między naukowcami. Gdy uległ pożądanej demokratyzacji i stał się narzędziem komunikacji we wszelkich sprawach dla miliardów użytkowników, zamordystyczne reżimy zorientowały się, że ten genialny wynalazek można wykorzystać do ich celów: szerzenia kłamstw, rasizmu, szowinistycznego nacjonalizmu, zohydzania praw człowieka i gospodarki rynkowej.

Ten pakiet ma działać tak, aby w internecie i w realu tworzyły się różne „konfederosje”, grupy formalne, w tym ugrupowania polityczne startujące w demokratycznych wyborach, i nieformalne mające dotrzeć do ignorantów z prawem do kartki wyborczej. Tym miksem kłamstw z okruchami rzeczywistości, mającym te kłamstwa uwiarygodnić, karmi się ludzi od rana do rana przez cały czas. Nie wszyscy chcą lub potrafią się bronić przed nałogiem konsumowania tego trucicielskiego chłamu.

Twórca internetu temu niewinien. Berners-Lee nad inwazją fake newsów załamuje ręce. Sam stawia pytanie, jak pogodzić wolny i otwarty internet z walką z kłamstwem i nienawiścią. Czy drogą odgórnych regulacji narzucanych przez państwo, czy raczej szybkim reagowaniem gigantów technologiczne władających siecią? Droga państwowa to ryzyko, że rząd będzie cenzorem, tak jak dzieje się w Chinach czy Rosji. Wynalazca internetu w nią nie wierzy. Słusznie, lecz czy można wierzyć gigantom, którym algorytmy służą do zarabiania pieniędzy?

Bo można przeżyć, gdy zarabiają na reklamach komercyjnych, ale co zrobić z politycznymi, szczególnie podczas kampanii wyborczych? Mamy dowody na próby wpływania na wyniki demokratycznych wyborów przez hakerów i agitatorów w internecie. Wspierają oficjalne kampanie tych partii, na które stawia Rosja.

Jak walczyć z fake newsami, pokazują w internecie Ukraińcy. Produkcja ukraińska dotycząca wojny może nawet równoważy rosyjską kampanię dezinformacyjną. Hitami stały się, i to na całym świecie, przebój o tureckich dronach i przeróbka „We will fuck you”, ale też piękne wykonania hymnu, drwiące memy oraz minireportaże pokazujące wraki rosyjskich czołgów i śmigłowców, zniszczone przez najeźdźcę domy, bloki, szpitale. Do tego wszystkiego nie trzeba odgórnych rozkazów, wystarczy poczucie, że działa się w dobrej, wspólnej sprawie.

Generalna różnica na korzyść Ukraińców jest taka, że chcą pokazać prawdę i podtrzymać morale społeczeństwa i obrońców niepodległości, gdy Rosja chce poparcie dla agresji mobilizować kłamstwem, manipulacją i szowinistyczną wielkoruską propagandą. Ukraina jest dla wolnego świata przykładem, że Dawid prawdy może wygrać z Goliatem kłamstwa.

I tu wchodzi na scenę globalną wyjątkowy Dawid: prezydent Ukrainy. Jego bezprecedensowa kampania na rzecz prawdy o agresji Rosji prowadzona zdalnie z Kijowa. Niemal codziennie walczy z kremlowską propagandą w parlamentach i na spotkaniach z przywódcami zachodnich demokracji od Waszyngtonu przez Parlament Europejski po Kneset. Tego nigdy nie było. To wspaniały przykład, jak jeden człowiek może stanąć przed kolumną czołgów niczym student na pekińskim placu w 1989 r., aby dać świadectwo światu, że dzieje się zło, na które nie może być zgody w normalnym kraju.