Inwazja

Nad ranem 24 lutego zawyły syreny w Kijowie i innych miastach: Rosja napadła na Ukrainę. Na ulicach Charkowa ludzie modlą się na klęczkach. W Donbasie po obu stronach giną pierwsi żołnierze. Tak Putin „wyszedł z twarzą z kryzysu”, który sam wywołał. Otwiera się nowy rozdział w historii Ukrainy, Rosji, Europy i świata. Podobnie ponury i brzemienny w konsekwencje jak ten, który rozpoczął 1 września 1939 r. napad Hitlera na Polskę.

Atakując Ukrainę, Rosja zaatakowała także pozimnowojenny ład międzynarodowy. Podeptała jego fundament: prawo narodów do samostanowienia i do własnych państw, których obywatele decydują o ich kształcie. Podeptała zasadę suwerenności i integralności Ukrainy, na którą Moskwa się zgodziła po rozpadzie państwa sowieckiego. Putin okłamał świat, że nie planuje inwazji na Ukrainę.

Mówił o dyplomacji, a szykował wojnę. Chce przejść do historii jako pogromca Zachodu i obrońca praw rosyjskiej mniejszości w Ukrainie, a przejdzie jako agresor na matecznik kultury wschodniosłowiańskiej. Udzielił „bratniej pomocy” rebeliantom w Donbasie, by zniszczyć całą niezależną od Moskwy Ukrainę i zawrócić bieg historii do zimnowojennej epoki stref wpływów. Zachowaniu rosyjskiej hegemonii służyła wtedy „bratnia pomoc”, która zdławiła powstanie węgierskie w 1956 r. i praską wiosnę w 1968.

Kto mu teraz w cokolwiek uwierzy – poza putinistami? Kto uwierzy, że nie chce Ukrainy okupować i siłą narzucić prorosyjskiego i antyzachodniego reżimu? I że potem nie sfabrykuje jakichś wyborów za „zjednoczeniem” opanowanej przez Rosjan Ukrainy z putinowską Rosją? Przećwiczyliśmy to po agresji Stalina na Polskę 17 września 1939 r. W zabranych napadniętej Polsce terytoriach wschodnich Sowiety zainscenizowały głosowanie za ich włączeniem do państwa radzieckiego.

To dopiero pierwsze godziny pierwszego dnia inwazji. Jeśli rozwinie się zgodnie z planem Rosji, choć nie jest to dzisiaj stuprocentowo pewne, wszystko się zmieni geopolitycznie zarówno dla rządów w naszym regionie, jak i zwykłych obywateli. Ale już widać, jak nieodpowiedzialne były polityczne flirty obozu Kaczyńskiego z europejską skrajną prawicą, w której brylują proputinowska Le Pen z Salvinim. Pierwsze oficjalne reakcje obecnych polskich władz są na szczęście przytomne: solidarność z napadniętą Ukrainą i we współdziałaniu z UE i NATO.