Godzina niemieckiego w szkole i chwatit!

Związek Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych Niemców w Polsce ogłosił, że 4 lutego jego przewodniczący Bernard Gaida złożył skargę na poprawkę budżetową uchwaloną przez Sejm w styczniu, obcinającą państwową dotację na naukę języka mniejszości narodowych o prawie 40 mln zł.

Poprawka Senatu do projektu budżetu na 2022 r. przywracająca poprzedni, wyższy poziom subwencji została odrzucona w Sejmie głosami pisowskiej większości wraz z innymi korektami proponowanymi przez izbę wyższą naszego parlamentu. Mniejszość niemiecka nie została wymieniona po imieniu, ale zdaniem jej przedstawicieli w praktyce dotyczy ona tylko niej.

Potwierdza to tweet ministra Czarnka cytowany w dokumencie. Cięcie budżetowe oznacza zmniejszenie godzin lekcyjnych przeznaczonych na naukę niemieckiego z trzech do jednej tygodniowo. Co gorsza, w odczuciu stowarzyszeń jest to ruch dyskryminacyjny w ramach rozgrywki o charakterze politycznym. Coś w rodzaju rewanżu za rzekomą dyskryminację mniejszości polskiej w Niemczech w tej samej dziedzinie.

Za poprawką w dyskusji na posiedzeniu sejmowej komisji mniejszości narodowych orędował ziobrysta, poseł Janusz Kowalski. Wybrany do Sejmu w okręgu opolskim, gdzie mieszka znaczna część naszej mniejszości niemieckiej, największej mniejszości narodowej w RP (ok. 140 tys., ale faktyczna liczba może być wyższa, bo niektórzy się boją podać rachmistrzowi spisowemu swą tożsamość etniczną, językową czy religijną).

Taka polityka rodem z kodeksu Hammurabiego – oko za oko, ząb za ząb – naprawdę nie pomoże poprawić relacji polsko-niemieckich ani na szczeblu państwowym, ani regionalnym czy lokalnym. Zwłaszcza że władze niemieckie zaprzeczają zarzutom polityków PiS, iż Niemcy obcinają fundusze na naukę polskiego w szkołach niemieckich.

Zarzuty prostował obecny ambasador Niemiec w Warszawie Arndt Freytag von Loringhoven: w 2020 r. z dotacji w wysokości 202 mln euro (prawie miliard złotych) skorzystało blisko 15 tys. młodzieży niemieckich szkół średnich uczącej się polskiego. Jak podają media, w Polsce subwencja wynosi też ponad 200 mln, ale złotych, i z tej kwoty teraz zabrano blisko 40 mln, a w przyszłym roku cięcie ma wynieść ponad 100 mln. Kowalski twierdzi, że potrącenia pójdą na pomoc w nauce języka polskiego w Niemczech.

Koronny argument w tym swoistym damskim boksie – bo poprawka uderza po prostu w niczemu niewinną młodzież – jest też polityczny i równie kontrowersyjny: że Niemcy nie chcą uznać prawa mniejszości polskiej do takiego samego statusu, jaki posiada mniejszość niemiecka w Polsce. Spór ciągnie się od dawna, nie tylko za rządów PiS, które kartę antyniemiecką wyciągają szczególnie chętnie, by mobilizować swój nacjonalistyczny elektorat. Argument niemiecki jest w największym skrócie taki, że przyznanie statusu mniejszości Polakom – jak było przed II wojną światową do momentu dojścia do władzy nazistów – stworzyłoby precedens i inne mniejszości, np. największa (ok. 3 mln), turecka, też by tego zażądała. Ale Polacy i inne mniejszości w Niemczech mają takie same prawa jak wszyscy obywatele Unii Europejskiej.

Spór sporem, a mamy nowy problem wyprodukowany przez PiS, a teraz postawiony przez społeczność niemiecką w Polsce na wokandzie międzynarodowej drogą skargi do Rady Europy, a dokładnie do sekretariatu Europejskiej Karty Języków Regionalnych lub Mniejszościowych. Polska tę Kartę podpisała, i dobrze, bo prawo mniejszości etnicznych do własnej kultury i języka to elementarz świata demokratycznego. A tak znów pójdzie wieść, że Polska pod rządami PiS nawet na tym polu odwraca się plecami do Europy.

A przecież co Polsce szkodzi mieć dwu- czy trzyjęzyczną młodzież? Po co ją czynić zakładnikiem bieżącej gry politycznej karmiącej się historycznymi resentymentami? W mojej podstawówce na Górnym Śląsku mieliśmy lekcje niemieckiego, na które chodziłem, choć rodzice byli Polakami. Dzięki temu w szkole średniej łatwiej było mi wkuwać podstawy angielskiego, bo to ta sama rodzina językowa.

Nie da się zbudować nowoczesnego państwa bez znajomości języków obcych i kultur z nimi związanych. Polski to trudny i piękny język, ale nie globalny. W liceum uczyłem się też rosyjskiego i też mam dzięki temu bezpośredni wgląd w sprawy, którymi dziś żyje świat. Oddzielmy politykę, zwłaszcza lichą, od potencjału wielokulturowego, jaki sprzyja rozwojowi kraju, jeśli rząd chce i umie z niego korzystać.