Terlikowski. Od Frondy do Więzi

Dwie wiadomości z frontu kościelnego. Tomasz Terlikowski przyznaje, że zranił swymi kategorycznymi wypowiedziami osoby nieheteroseksualne. Na stronie kwartalnika „Więź”, jednego z ostatnich w Polsce środowisk katolicyzmu niekonfrontacyjnego, ogłosił fragment swej nowej książki. Zmienia w nim swoje podejście nie tylko do ludzi LGBT, ale także do pytania o to, co dziś zagraża wierze religijnej i Kościołowi rzymskiemu.

Zdaniem publicysty z wykształceniem teologicznym i filozoficznym największym wyzwaniem jest obojętność na chrześcijaństwo i Ewangelię, a nie ataki „wrogów Kościoła”. W dzisiejszej Polsce trudno mówić o „atakach”, skoro obecna władza polityczna obnosi się z katolicyzmem, a media katolickie nawet nie informują o karach Watykanu nakładanych na biskupów uwikłanych w zmowę milczenia wokół kryzysu pedofilskiego.

Natomiast oddolna laicyzacja, a zwłaszcza właśnie obojętność na religię w młodym pokoleniu, powinny być dzwonkiem alarmowym dla wartych tego imienia duszpasterzy i działaczy katolickich, którym na sercu naprawdę leżą nie zideologizowane prawicowo „wartości chrześcijańskie”, lecz przekonujące, pociągające i inspirujące świadectwo ewangeliczne.

Długą i wyboistą drogę przeszedł więc dr Terlikowski. Od efemerycznego tygodnika „Ozon”, gdzie dzięki Januszowi Palikotowi znalazł pierwszą trybunę publicystyczną, ultrakatolicką, przez równie fundamentalistycznie katolickie środowisko Frondy do otwartej na dialog ze światem współczesnym umiarkowanej katolickiej „Więzi”, kiedyś pod redakcją Tadeusza Mazowieckiego, dziś Zbigniewa Nosowskiego. Nosowski niezmordowanie i bezkompromisowo opisuje kościelny kryzys pedofilski.

W „Więzi” ukazał się wstrząsający reportaż Pauliny Guzik o dominikaninie Pawle M., aresztowanym dopiero w zeszłym roku pod zarzutem gwałtów popełnianych wcześniej bezkarnie w ramach swej „misji”. Terlikowskiego zakon poprosił o kierowanie pracą nad raportem o tej sprawie. Raport potwierdził rażące zaniechania przełożonych, dzięki którym oskarżony mógł przez lata rozwijać swą sekciarską działalność, wyrządzając niepowetowane krzywdy młodym ludziom, którzy mu ufali. Dla mnie jako publicysty opisującego od lat polski katolicyzm ta sprawa przepełniła kielich goryczy.

Dominikanie właśnie wybrali nowego prowincjała. Tuż przed odejściem jego poprzednik podpisał ugody z kilkorgiem ofiar Pawła M. To druga ważna wiadomość z życia Kościoła w Polsce. Nowy prowincjał, o. Łukasz Wiśniewski, to znak zmiany pokoleniowej w najważniejszym polskim zakonie. W pierwszym wywiadzie brzmi odnowicielsko, choć nie odnosi się w nim bezpośrednio do sprawy Pawła M., co jednak rozczarowuje. Dobrze jednak, że doszło do ugody z ofiarami, bo to wyjątek w Kościele, który zwykle nie kwapi się do takich decyzji, tylko wije jak w ukropie. Tym razem ofiary przemocy doczekały się jakiejś sprawiedliwości.

Ewolucja postawy Terlikowskiego nie czyni wiosny w Kościele. Jest to ewolucja nie światopoglądowa – TT pozostaje człowiekiem prawicy – a raczej wynik szczerego rachunku sumienia. Ale taka skrucha zdarza się na prawicy rzadko, szczególnie za ataki na osoby o odmiennej tożsamości seksualnej. Przyszła zaskakująco późno, może jednak da do myślenia abp. Jędraszewskiemu od krucjat przeciw „tęczowej zarazie”. Na opamiętanie, ludzką przyzwoitość i empatię nigdy nie jest za późno.

Również wybór nowego prowincjała nie dźwiga dominikanów z kryzysu wiarygodności duszpasterskiej, ale może być krokiem w dobrą stronę. Te zmiany będzie można ocenić dopiero po ich owocach. Warto jednak te fakty odnotować na tle ogólnej zapaści w Kościele i katolicyzmie w Polsce. Światełko się zapaliło, ale tunel długi i mroczny.