Konfederata Morawiecki

Premier Mateusz Morawiecki jako obywatel może się mizdrzyć do antyszczepów ze skrajnej prawicy, ale jako szef rządu nie powinien bronić prawa do szerzenia kłamstw i bzdur pod jej protektoratem.

Gdy Polska bije ponure rekordy zgonów na infekcję covidem, w Sejmie Rzeczypospolitej odbywa się „wysłuchanie” covidowych negacjonistów. Gdy Facebook banuje konto konfederatów za propagandę antyszczepionkową, premier wygłasza tyradę w obronie „wolności słowa” i zapewnia, że w tej sprawie jest z konfederatami.

To szczyty nonsensu. Wykorzystywanie wolności debaty do odstręczania ludzi od racjonalnych zachowań, czyli od szczepienia się na covid, jest jej nadużyciem, a szef rządu nie może pod żadnym pozorem i pretekstem maczać rąk w tej zbrodniczej głupocie, bo będzie miał na nich krew ofiar. Stając w obronie tak rozumianej wolności słowa, jak rozumie ją prawica pisowska i skrajna, Morawiecki dostarcza antyszczepom pseudoargumentu w ich polemice z nauką i polityką tych demokratycznych rządów, które zaostrzają restrykcje w walce z pandemią. Austria, Francja, Włochy, Niemcy nie urządzają „wysłuchań” koronanegacjonistów w parlamentach, tylko debatują o tym, jak najskuteczniej z wirusem walczyć, a rządy wcielają w życie wyniki tych dyskusji z udziałem ekspertów i wszystkich ludzi dobrej woli, którym leży na sercu dobro wspólne.

Morawieckiemu nie do twarzy w kostiumie obrońcy wolności słowa. Nie do twarzy w nim dygnitarzom i działaczom obozu Kaczyńskiego, którzy niedawno przegrali kolejną próbę zakneblowania TVN. Tak naprawdę kieruje nimi odruchowa niechęć do wolności słowa i mediów. Wystarczy zobaczyć pogardliwe miny marszałka Terleckiego czy ministra Glińskiego, gdy muszą odpowiedzieć na pytania wolnych mediów. Ci ludzie szanują wolność słowa i mediów, ale swoich, resztę zbywają lub nękają niekończącymi się pozwami sądowymi.

Można FB nie lubić, ale w tej akurat sprawie gigant ma rację. Nie po to zdefiniował zasady publikacji treści pod swoją jurysdykcją, by je sam olewał. Taką ma politykę i stara się jej trzymać. Nie zamierza być tubą antyszczepów obojętne jakich. Ma więc rację także polska lewica, gdy kpi z lamentów wolnorynkowców zbanowanych przez wolnorynkową korporację.

Morawiecki to wszystko wie. Wiedzą to ludzie PiS i konfederaci. Takie są reguły wolnego rynku, że chciwość musi mieć jakąś granicę. Jeśli bierze górę nad przyzwoitością, powinno wkroczyć państwo i jego organy. To jest dokładnie taka sytuacja: promowanie koronanegacjonizmu szkodzi zdrowiu społecznemu i rządom, które walczą z jego skutkami.

Więc po co? Po to, by zbijać kapitał wyborczy. Konfederaci i Morawiecki to egzotyczna kombinacja, a jednak i skrajna wolnorynkowa prawica, i neosocjalistyczy PiS mają wspólny interes i dlatego premier tak łaskawie obchodzi się z formacją, która na co dzień krytykuje obóz Kaczyńskiego. Kaczyński chce zneutralizować lub wejść w przymierze z konfederatami, gdy trzeba będzie ratować władzę, a sojusz z ziobrystami będzie już zbyt ryzykowny politycznie lub przestanie wystarczać do zachowania władzy.

Obłędna to kalkulacja, ale logiczna z ich perspektywy. Wolna debata w demokracji nie może niszczyć demokracji. Demokracja nie może pozwolić, by przykładano jej nóż do gardła, jak dobitnie ostrzegł prezydent Biden w rocznicę szturmu trumpistów na Kapitol.