„Dziady”: reaktywacja

Dzięki kurator Barbarze Nowak arcydzieło Mickiewicza odżyło dla młodzieży szkolnej. Chciała odstraszyć i zniechęcić do przedstawienia Mai Kleczewskiej, a zachęciła polonistów w całej Polsce do zabrania uczniów do Teatru im. Słowackiego w Krakowie na ten spektakl. Do końca lutego wszystkie terminy zajęte.

Tak się kończy ideologiczna ofensywa pod patronatem PiS i ministra Czarnka, który już skreślił przedstawienie kolejną złotą frazą: „to nie Dziady, to dziadostwo”. Minister Gliński dorzucił swoje trzy grosze: niepokoi przekraczanie granic akceptowalnej kontrowersji. Niepokoić to może nadzorcę, dla artysty o nastawieniu obywatelskim burzenie świętego spokoju jest częścią misji społecznej. Czuć, że wszyscy troje „Dziadów” Kleczewskiej nie widzieli, ale już je osądzili jako nieprawomyślne. To znaczy: niezgodne z aktualną linią partii rządzącej.

Kurator, choć ma wykształcenie historyczne, nie skojarzyła swojej interwencji z interwencją towarzysza I sekretarza PZPR. Kierował się inną ideologią, ale podobnym myśleniem. W marcu 1968 r. kazał zdjąć „Dziady” w reżyserii Kazimierza Dejmka z afisza warszawskiego Teatru Narodowego. Uznał, że spektakl w jego reżyserii nabiera wymowy niebezpiecznie antyradzieckiej. Ale Mickiewicz nie znał z autopsji Sowietów, tylko carat, i przeciwko niemu się buntował, a przyjaciół Moskali pozdrawiał. Buntował się przeciw opresji politycznej, kolaboracji z opresorem, milczeniu Boga, gdy on chciał krzyczeć. W efekcie Gomułka sprowokował masowe protesty studentów i inteligencji, w tym literatów, w obronie wolności słowa. Następstwem protestów była czystka antysemicka. Tak się kończy w każdej epoce „dyktatura ciemniaków”.

Od oceny widowisk teatralnych jest publiczność i gildia krytyków. Gdy ich role przejmują urzędnicy państwowi, nie ma dla nich zlitowania. Wyjątek to rządcy mądrzy i kompetentni, którzy wyczuwają, gdzie jest czerwona linia. Kultura i sztuka pod takim protektoratem demokratycznego państwa ma szansę rozwoju. Ale kiedy ta delikatna sfera dostaje się w łapy aparatczyków, ratuj się, kto może.

Z reaktywacji „Dziadów” cieszę się podwójnie: jako miłośnik Mickiewicza i polonista z wykształcenia, były nauczyciel licealny. „Dziady” mają moc. W udanej inscenizacji i dobrym wykonaniu aktorskim mogą być atrakcyjne dla młodzieży szkół średnich, nawet tej zafascynowanej K-popem, rapem i „Squid Game”. Zwłaszcza gdy ma szczęście mieć w szkole dobrych polonistów. Im resort oświaty bardziej się stara ich ustawić do pisowskiego pionu, tym większa jest determinacja niektórych, by się nie dać. Też bym zabrał moją klasę na „Dziady” Kleczewskiej. A potem pogadał o tym, jak je odebrali.