Czemu Rada Medyczna nie poda się do dymisji?

Ostatni komunikat Rady Medycznej przy premierze Morawieckim dostępny na jej stronie nosi datę 18 października i rekomenduje „przedłużenie ważności certyfikatu zaszczepienia do roku po dawce przypominającej”.

Dziś, miesiąc później, według oficjalnych danych (prawdopodobnie nieodpowiadających liczbom rzeczywistym) zarejestrowano 24 239 nowych zakażeń, a w ciągu ostatniej doby zmarło na covid 463 pacjentów. To znów liczby alarmujące. Podwójnie, bo nawet resort zdrowia nie wyklucza, że fatalne liczby będą dalej rosnąć, a po drugie dlatego, że sam resort przyznał, iż ponad 70 proc. zakażonych nie było zaszczepionych przeciwko niemu.

Wszyscy rozumiemy powagę sytuacji, grożącej paraliżem szpitali i odwołaniem innych zabiegów, w tym onkologicznych, przewidzianych w najbliższych dniach i tygodniach. Rada Medyczna rozumie ją jeszcze lepiej, bo ma fachową wiedzę i dostęp do informacji. Może je lepiej interpretować niż laicy i proponować rządowi działania zapobiegające lub łagodzące kolejny kryzys epidemiczny, który się nieubłaganie zbliża. Zakładam, że działa w tym kierunku, ale chyba bezskutecznie, skoro epidemia rozkręca się na złe, jak w okresie wielkanocnym, a zaszczepiony na covid jest zaledwie co drugi obywatel (52 proc.). Wygląda na to, że lobby antyszczepionkowe postawiło na swoim.

W skład rady wchodzą specjaliści wysokiej klasy. Są wśród nich osoby chętnie zapraszane do mediów, by komentowały sytuację, np. profesorowie Krzysztof Simon, Robert Flisiak, dr Konstanty Szułdrzyński. To fachowcy zaufania publicznego. Dlaczego nie rozważą dymisji, skoro ich praca wydaje się ignorowana? Może taki zimny prysznic otrzeźwiłby i skłonił do pożądanego działania czynniki rządowe? Przecież Polski nie stać ekonomicznie, medycznie i społecznie na ich bezczynność lub półśrodki.

Pani, do której odnoszę pościel do maglowania, powiedziała mi, że zawiesza działalność, bo idzie na zabieg onkologiczny do szpitala, ale, choć zaszczepiona, boi się zakażenia covidem lub odwołania operacji. Takich niepokojów doświadczają dziś tysiące osób, w tym wyborcy PiS. Jeśli coś pójdzie nie tak z ich zdrowiem, zastanowią się dwa razy, czy głosować na partię Kaczyńskiego. Igranie z covidem może ją słono kosztować.

Sąsiednie państwa – Słowacja, Czechy, Austria, Niemcy – szykują się do lockdownu osób niezaszczepionych, czyli do reżimu „paszportów” covidowych, lub już go wprowadzają. Dlaczego nasze władze robią w tej sprawie uniki, grają na zwłokę, na przeczekanie? To i tak środek mniej radykalny niż zarządzenie szczepienia przymusowego. Polityka zaniechania działań to żadna polityka. Sprzyja przeświadczeniu, że rząd jest silny w sprawie kryzysu granicznego, ale słaby w sprawie kryzysu covidowego. I że kieruje się bardziej własnym interesem politycznym niż dobrem obywateli. Otwartym tekstem powiedział to „Gazecie Wyborczej” prof. Flisiak: „Rządzący już nawet specjalnie nie ukrywają, że nie chcą się narażać swoim wyborcom, wśród których są osoby niechętne szczepieniom”.

Dodał, że Rada Medyczna przygotowała już dawno rekomendację, aby rząd wprowadził ograniczenia dla osób niezaszczepionych. I co? I nic. Dlatego zaszczepieni obywatele mają prawo rekomendować radzie, by się rozwiązała, skoro polityka wygrywa z nauką i troską o zdrowie społeczeństwa.