Dobre wieści z Niemiec

Niemcy dają nadzieję, że populizm w Europie nie zapanuje. W najsilniejszym państwie Unii Europejskiej, przy frekwencji ponad 70 proc., dwie tradycyjne partie mainstreamowe zgarnęły ponad połowę oddanych głosów, a skrajna prawica odnotowała spadek poparcia (jej matecznik to dawna NRD). To bardzo dobra wiadomość dla centrolewicy i centroprawicy w Europie: populiści prawicowi i lewicowi przestają być postrzegani jako partie przyszłości.

Wygrane bywają zaraźliwe. Skoro socjaldemokratyczna lewica ma szansę wrócić do władzy w Niemczech, to czemu nie w innych krajach, na przykład na Węgrzech? Tam opozycja mająca dość „suwerenistycznego” nacjonalizmu Orbána, hołubiącego oligarchów i Putina, a pyskującego na Brukselę, skrzyknęła się do wspólnego startu w wyborach.

Polski to jednak nie dotyczy. Nasza lewica samodzielnie lub w skutecznej koalicji do rządów jeszcze długo nie wróci, głównie na własne życzenie. Innym powodem jest słabość polskich Zielonych. Za to niemieccy wyrośli na trzecią siłę polityczną i być może będą języczkiem u wagi w przetargach międzypartyjnych na temat nowego rządu.

Różnica epok. W Niemczech centralnym tematem były ekonomia i ekologia, a nie uchodźcy, import gazu z Rosji czy miejsce państwa niemieckiego w UE. A także frustracja młodszych, że i tak to starsze, syte i bojące się zmian pokolenie wybierze nową władzę, która i tak okaże się ta sama co zawsze.

Prędzej czy później koalicja się sformuje i zacznie się era po Merkel. Nowy rozdział nie tylko w polityce niemieckiej, ale też europejskiej i polskiej. Bliższa koszula ciału: kto będzie rządził w Niemczech, ma ogromne znaczenie dla naszej polityki. Dziś rządzący wolą podgrzewać obsesje i uprzedzenia antyniemieckie, bo to się dobrze sprzedaje w ich elektoracie. Cena tej antyniemieckiej propagandy ich mniej interesuje, a przecież Niemcy to największy nasz partner handlowy.

Dlatego to, że prezydent Duda nie znalazł czasu na spotkanie z Merkel podczas pożegnalnej wizyty „Mutti” w Warszawie, nabiera wymowy symbolicznej: skoro najbardziej propolsko nastawiona Merkel, liderka chadecji, nie dostąpiła tego zaszczytu, to tym bardziej nie może nań liczyć lider SPD, bo PiS lewicę zachodnioeuropejską traktuje tak samo pogardliwie jak chrześcijańskich demokratów.

Więc kogo widziałby chętnie obóz Kaczyńskiego w roli następcy Angeli? Z jaką koalicją w Berlinie chciałby mieć do czynienia pisowski rząd w Warszawie? Bo na koalicję z udziałem AfD, skrajnej prawicy, raczej nie może liczyć.