Papież nie przyjmuje rezygnacji kardynała Marksa

W Kościele też warto być przyzwoitym. Pamiętna fraza Władysława Bartoszewskiego pasuje jak ulał do sprawy niemieckiego kardynała. Marx wywołał szok w Rzymie, Europie i całym Kościele, składając swój wysoki urząd biskupa Monachium. Ma 68 lat, to w Kościele wiek średni, wyrazistą osobowość i bogatą karierę.

Mianowany biskupem przez Jana Pawła II i kardynałem przez Benedykta XVI, jest jednym z najbardziej znanych hierarchów rzymskokatolickich w Niemczech i Europie. Uczestniczył w konklawe, które wybrało papieża Franciszka, i od początku jego pontyfikatu należał do jego „frakcji”.

Kardynał Marx podał się do dymisji trzy tygodnie temu. Chciał w ten sposób dać świadectwo, wysłać jasny komunikat: my, Kościół w Niemczech, nie tylko zawiedliśmy ofiary księży pedofilów, ale także ponosimy współodpowiedzialność za ten największy dziś kryzys w Kościele instytucjonalnym. Nigdy nie wysunięto przeciwko niemu zarzutów z tym kryzysem związanych. Nie ujawniły się żadne jego ofiary, nie zarzucono mu tuszowania nadużyć seksualnych i ochraniania ich sprawców w sutannach. Natomiast miał dobre rozeznanie sprawy przestępstw seksualnych w Kościele w Niemczech, znał raporty, nie podważał ich ani nie rozmywał, nie ogłaszał ich ustaleń za robotę wrogów Kościoła. I był w tym wiarygodny.

A jednak – wielka rzadkość wśród biskupów, a co dopiero wśród kardynałów, kościelnej elity elit – postanowił odejść z urzędu. Być może liczył, że szok ponagli episkopat niemiecki do działania. Bo kryzys pedofilski to kryzys wiarygodności – najgorsza rzecz, jaka może się przydarzyć instytucji, która ogłasza się głosem Bożym, nauczycielem ludzkości i stróżem ładu moralnego. Szczególnie jeśli do tego przykładają rękę utytułowani, możni i wpływowi dygnitarze Kościoła.

Rezygnacją kardynał Marx dał przykład swemu Kościołowi i w Niemczech, i poza nimi. Także w Polsce, gdzie na taki gest nie zdobył się jak dotąd żaden biskup czy kardynał. W czwartek 10 czerwca Watykan ogłosił, że papież Franciszek nie przyjął rezygnacji kard. Marksa. Ogłoszono też list papieża do niego.

Franciszek zgadza się z postawą kardynała: „Uświadomienie sobie tej hipokryzji jest pierwszym krokiem, który musimy uczynić. Musimy wziąć odpowiedzialność za historię, zarówno osobiście, jak i jako wspólnota. Nie możemy pozostać obojętni wobec tej zbrodni. Przyjąć ją na siebie znaczy postawić się w sytuacji kryzysowej”.

Kościół potrzebuje odnowy. Odnowa zaczyna się od poszczególnych osób. „Nie uratują nas ani sondaże, ani potęga instytucji. Nie zbawi nas prestiż naszego Kościoła, który ma tendencję do ukrywania swoich grzechów; nie zbawi nas siła pieniądza ani opinia mediów. Zostaniemy zbawieni, otwierając drzwi Temu, który może to uczynić, i wyznając naszą nagość”.

Tę „nagość” można rozumieć jako pokorę, przejrzystość, gotowość do wyznania grzechu i podania pomocnej ręki skrzywdzonym. Ktoś powie: to tylko słowa, które przyszły za późno. Nic nie uratuje wiarygodności Kościoła. I to może być prawda tam, gdzie w Kościele szukać by z potężną latarką jakiegoś kardynała Marksa.