Obama powiedział gorzką prawdę

Polska i Węgry stały się krajami autorytarnymi, powiedział były prezydent w CNN. Reakcja obecnej władzy przyszła szybko. Niemądra. Premier i wiceminister spraw zagranicznych próbują zrobić z Obamy ignoranta, który nie wie, o czym mówi. Wie dobrze, bo gdy był w Polsce siedem lat temu, chwalił Polskę za postępy w demokracji. Teraz podaje je jako przykłady, że demokracja umiera etapami, krok po kroku, gdy do władzy demokratycznie dochodzą wrogowie demokracji.

Zna raporty amerykańskich think tanków obserwujących politykę międzynarodową na potrzeby rządu USA. W rankingach państw demokratycznych ogłaszanych corocznie przez Freedom House, Cato Institute i inne „fabryki refleksji” Polska pod rządami Kaczyńskiego i Węgry pod rządami Orbána dramatycznie spadają. Polska, kiedyś beniaminek wśród państw postkomunistycznych, dziś postrzegana jest jako kraj najszybciej tracący dorobek demokratyczny. Czy może to dziwić w świetle „deformy” praworządności, nękania uczestników protestów w obronie niepokornych sędziów, praw kobiet i społeczności LGBT?

Jakiej trzeba amatorszczyzny w polityce zagranicznej, żeby sądzić, że w głównych stolicach świata zachodniego, na czele z Waszyngtonem, to wszystko, co się u nas czy na Węgrzech dzieje w tych dziedzinach, przechodzi niezauważone? Żeby ignorować, iż to musi niepokoić Obamę i obecnego prezydenta USA, który był jego zastępcą, a politykę międzynarodową, w tym europejską, śledzi od wielu lat.

To nie był przypadek, że Joe Biden nie zatelefonował po wyborze i objęciu urzędu do prezydenta Dudy. Biden pamiętał, że Duda pogratulował mu nie zwycięstwa, tylko udanej kampanii wyborczej, a wcześniej obiecywał rywalowi Bidena „Fort Trump” w Polsce. Każdy taki gest, każdy tweet, każde wystąpienie publiczne odnotowują w codziennych raportach do centrali zachodni ambasadorowie w Warszawie i Budapeszcie. Raporty składają się na wizerunek i ocenę sytuacji politycznej i przywódców.

Dziś ta ocena jest zła. Jest zła także w samej Ameryce, a to był właściwy temat rozmowy z Obamą w CNN. Były prezydent ostrzegał, że i w samych Stanach demokracja może być zagrożona, ograniczana i rozmontowywana krok po kroku. To, co Amerykanom wydawało się nie do pomyślenia – szturm trumpistów na Kapitol, czyli akt agresji Amerykanów na amerykańską demokrację – jednak się wydarzyło. To był kontekst gorzkich i prawdziwych słów Obamy o sytuacji w Polsce i na Węgrzech.

Obrona demokracji przed populistycznym nacjonalizmem w USA każe Bidenowi myśleć o zagrożeniach dla demokracji w Europie. Ekipa Bidena nie może chcieć resetu z Unią Europejską, którą Trump, jak Putin, uznał za wroga, a jednocześnie ignorować zapowiedzi jakiegoś sojuszu skrajnej prawicy wewnątrz UE z Kaczyńskim i Orbánem. Wizyty Salviniego czy lidera Vox u Morawieckiego czy Kaczyńskiego muszą budzić konsternację w Białym Domu Bidena i Departamencie Stanu Blinkena. Mamy tego złe skutki: prędzej w Białym Domu Joe Biden powita prezydenta Ukrainy niż prezydenta Dudę.