Brutalny wpis marszałka Terleckiego

Sejm ponad podziałami wyraża solidarność z Białorusią, a wicemarszałek Sejmu strzela tweetem w Swiatłanę Cichanouską: jeśli się kumasz z „antydemokratyczną” Platformą, to szukaj pomocy w Moskwie! Jak mogła się poczuć, jak mogli się poczuć Białorusini zaangażowani w obronę więźniów politycznych Łukaszenki, jak się poczuli sami ci więźniowie, w tym mąż Cichanouskiej, i ich rodziny?

Dawno nie było tak szkodliwej publicznej wypowiedzi dygnitarza obecnej władzy. I tak głośnej ciszy w PiS wokół niej. Cichanouska, która prawdopodobnie wygrała wybory prezydenckie w Białorusi, odwiedziła Polskę. Jak przystoi liderce opozycji białoruskiej – spotkała się z przedstawicielami obecnej władzy, w tym z prezydentem Dudą, i opozycji. To standard polityki demokratycznej. Terlecki mimo to pozwolił sobie na atak w nią wymierzony, brutalny i sprzeczny z deklarowaną linią rządu, popierającego demokratyczną i wolnościową opozycję białoruską.

Dobrze, że popiera, bo sprawa białoruska jest też moralnie i politycznie naszą sprawą. Będziemy bezpieczniejsi, gdy Białoruś powróci do swej biało-czerwono-białej flagi państwowej, symbolu prawdziwej, pełnej niepodległości. Białoruś wolna i demokratyczna nie będzie instrumentem polityki rosyjskiej, która od dłuższego czasu dąży do odzyskania kontroli nad swą „bliską zagranicą”.

W tym kontekście wysłać Cichanouską do Moskwy, czyli w objęcia Putina, to jakby wymierzyć policzek jej samej i popierającym ją Białorusinom w kraju i za granicą. A uczynić to w odwecie za przyjęcie zaproszenia od Rafała Trzaskowskiego do udziału w międzynarodowych warsztatach obywatelskich – to jakby drugi policzek. Wymierzony nie tylko legalnie działającej konkurencji politycznej, ale samej demokracji, w której partie polityczne mają swobodę działania w ramach obowiązującego prawa.

Marszałek powinien być stróżem konstytucyjnej praworządności. Ani on, ani żaden dygnitarz państwowy czy partyjny nie ma prawa w systemie demokratycznym dyktować zagranicznej osobistości i swoim przeciwnikom politycznym, z kim mają się spotykać. Takie próby były i zdarzają się nadal, ale w krajach autorytarnych. W PRL próbowano nie dopuścić do spotkań liderów zachodnich z ówczesną opozycją demokratyczną i prasą drugiego obiegu. Trudno pojąć i nie można zaakceptować, że Terlecki, który przecież to wie i sam był w opozycji, kiedy to mogło drogo kosztować, miał zasługi, a teraz tak traktuje innych opozycjonistów, walczących o to samo, o co walczył on za komuny.

Naturalnie, że powinien przeprosić i zadośćuczynić politycznie za ten wybryk, a jeśli tego nie zrobi – zapewne nie zrobi, bo brnie dalej, a regułą w PiS jest nie przepraszać – to musi być poddany ocenie parlamentu. Jest ważną figurą w polityce, a to oznacza, że jego słowa mają wagę polityczną. Musi być jasne, czy ma nadal poparcie we własnej partii i w państwie, którym dziś PiS zarządza. Jeśli ma, to wniosek jest taki, że poparcie sprawy białoruskiej przez obecne władze jest uznaniowe, a nie ideowe. Mówią o poparciu i solidarności, a obrażają liderkę i symbol sprawy białoruskiej.

Komunikat byłby więc taki: my robimy politykę wschodnią, wara od niej tym, którzy w polityce krajowej są naszymi przeciwnikami. Czyli że polityka zagraniczna jest tylko funkcją polityki krajowej. A przecież polityka zagraniczna jest realizacją interesu narodowego, a nie partyjnego, który może się z nim rozmijać. Nie o Białoruś tu chodzi, tylko o zniszczenie Platformy.