Powrót Tuska

Jeden wywiad w telewizji nie czyni w polityce wiosny. Ale gdy rozmówcą jest Donald Tusk, waga wywiadu rośnie. W rozmowie z Agatą Adamek w TVN24 Tusk wysłał ważny komunikat: opozycja na czele z PO potrzebuje „nowego ładu”, a on nie chce dopuścić, by Platforma przeszła do historii, bo to w końcu partia, którą współtworzył i z którą odniósł sukces: dwie kadencje u władzy, a potem przewodniczenie Radzie Europejskiej.

Drugi konkret, prócz tego, że rozmawia z politykami opozycji o sytuacji politycznej w kraju i możliwości przywrócenia ładu w polityce polskiej, to ten, że nie stawia na wewnętrzne konflikty w obozie obecnej władzy. Nie wiąże nadziei na zmianę polityczną z panami Banasiem, Ziobrą czy Gowinem. Mądrze, ale ostatecznie Tusk po raz kolejny nie odpowiedział, kiedy miałby wrócić do polityki krajowej nie tylko jako nieustanny rozmówca i komentator, a także obiekt kampanii nienawiści ze strony prawicy i niechęci ze strony lewicy, ale również jako czynny aktor, lider, kandydat na ważne funkcje państwowe. Zasłonił się „ważnym powodem”, który każe mu zachować dyskrecję.

Dyskrecja dyskrecją, ale nie może trzymać w nieskończoność Platformy i opozycji w niepewności. W którymś momencie zacznie to być niepoważne, a u polityka tego kalibru to błąd. Do wyborów parlamentarnych coraz bliżej. Jednoznaczna deklaracja wzmocniłaby Platformę i poprawiła nastroje w opozycji. Być może Tusk chce trzymać w niepewności „zjednoczoną prawicę” i jej aparat propagandowy, ale wcale nie ma pewności, czy to skuteczna taktyka. Jasna deklaracja Tuska zmusiłaby PO do zajęcia stanowiska i przegrupowania sił. W ramach tej akcji Platforma powinna nie tylko przedstawić nowy plan polityczny (nie mylić z programem, który przedstawiła), lecz także rozwiązać dwie kwestie:

  1. jaka ma być pozycja Trzaskowskiego po powrocie Tuska?
  2. czy w grę wchodzi jakieś porozumienie z Szymonem Hołownią i czy w ogóle chce współtworzyć opozycyjny blok demokratyczny na wzór węgierski?

W sondażu IPSOS dla OKO.press z końca kwietnia Rafał Trzaskowski jest najczęściej wskazywany jako premier po ewentualnym odsunięciu PiS od władzy. Hołownia ma takich wskazań o 9 proc. mniej (aż 21 proc. pytanych uważa, że szefem rządu powinien być „ktoś inny”). To oznacza, że Platforma dobrze by zrobiła, ustalając, nawet na razie w kuluarach, kogo chce wystawić także w wyborach prezydenckich.

W innym sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej” o podobnym charakterze pytani typowali swoich kandydatów na następcę Kaczyńskiego w PiS. Większość (62 proc.) nie wiedziała, kogo wskazać, 18 proc. wybrało Morawieckiego, na trzecim miejscu – Dworczyka (!), ale z wynikiem tylko nieco ponad 4 proc. Na razie Kaczyński zapowiada, że tronu nie zamierza opuścić i będzie kandydował na prezesa na zjeździe partii 3 lipca. Co ciekawe, jego ewentualni następcy są zgłoszeni do prokuratury przez prezesa Banasia. Gdyby cudem (czyli w wyniku rozgrywki Ziobry z Morawieckim) prokuratura jednak wnioskiem Banasia się zajęła, Kaczyński miałby kłopot wyborczy z wstawieniem obecnego premiera i ministra Dworczyka na listę do Sejmu. Opozycji rozgrywka Banasia z PiS stwarza dodatkową możliwość presji na władzę i odzyskiwania elektoratu.

Już można sobie ostrzyć apetyt na ewentualne debaty wyborcze z udziałem Tuska. Miałby w nich prawdopodobnie przewagę pod względem stylu i treści. Wciąż ma charyzmę. Z Kaczyńskim już raz wygrał śpiewająco przedwyborczą debatę w 2007 r. To był Tusk w najlepszej formie, ale minęło od tamtego zwycięstwa 14 lat, a Kaczyński ostatecznie przejął władzę osiem lat po tamtej klęsce i ma ją do dzisiaj. Powrót Tuska do czynnej polityki w Polsce napotka na opór obecnej władzy i części opozycji. Jednak Tusk, jeśli chce wzmocnić PO i poprowadzić ją do zwycięstwa, musi podjąć ryzyko powrotu pod zmasowany ogień swych przeciwników i rywali.