Minister Czarnek wychowa nam młodzież dumną i katolicką

Zamiast pedagogiki wstydu w polskiej szkole ma być pedagogika dumy. A na wyższych uczelniach ma być pełna wolność akademicka. Słowem, idzie „konserwatywna kontrrewolucja” w oświacie. A chodzi w niej o to, o co chodziło komunistom po przejęciu przez nich władzy: żeby napisać na nowo polską historię.

Będą ja pisali w resorcie Czarnka i Rzymkowskiego, w IPN pod prezesurą Nawrockiego, w uczelni Ordo Iuris, mającej być kuźnią kadr pisowskiego państwa narodowo-katolickiego. Celem tej operacji na umysłach i sercach młodego pokolenia jest zastąpienie prawdy historycznej polityką historyczną.

Przez kilka dekad po 1989 r. badanie i pisanie historii było oddzielone od bieżącej polityki. Toczyły się swobodnie fascynujące debaty, przenikające do szerszych kręgów społeczeństwa. Teraz może nas czekać „pierekowka dusz”, przekuwanie dusz, inżynieria społeczna po linii prawicowej i pisowskiej. Odwrotność tej peerelowskiej, ale znów manipulatorska.

Nie mam nic przeciwko większej ilości lekcji historii w szkołach publicznych ani położeniu akcentu na nauce historii najnowszej. Nie przeszkadza mi przywrócenie nauki łaciny czy greki w szkołach i uczelniach ani zajęcia z cywilizacji i literatury klasycznej. Ale sprzeciwiam się „pierekowce”, ideologizacji nauczania historii i dyskusji historycznych.

Celem sowieckiej inżynierii dusz było wyprodukowanie „nowego człowieka i społeczeństwa”. Służyło temu blokowanie prawdy historycznej o wszystkich trudnych dla reżimu tematach. Celem nowej pierekowki ma być ukształtowanie Polaka czującego i myślącego po pisowsku. To też musi prowadzić do manipulacji prawdą historyczną.

Kto pamięta list otwarty prof. Joanny Penson, lekarki Lecha Wałęsy, do Jarosława Kaczyńskiego? Prosiła w nim cztery lata temu o zaprzestanie kampanii oczerniania przywódcy robotniczego, pierwszego szefa NSZZ „Solidarność” i prezydenta niepodległej Polski. „Zniesławiając Wałęsę, rugując go z kart historii, zakłamując dzieje Solidarności, szkodzi Pan Polsce i sieje zwątpienie w nas, Polaków. Mam w świecie wielu przyjaciół. Wszyscy pytają mnie, czy Polacy zwariowali? Dlaczego własnymi rękami niszczą własne autorytety, dlaczego dewastują międzynarodową pozycję swego kraju?”.

To właśnie pisanie historii na nowo. Motywowane politycznie, ideologicznie, ignorujące prawdę historyczną. Wymyślono w tym celu „pedagogikę wstydu”. Nigdy jej nie było, była debata o Jedwabnym, o pogromie kieleckim, o marcowych protestach studenckich w obronie wolności słowa i właśnie prawdy historycznej, o książkach Jana Tomasza Grossa, publikacjach Centrum Badań nad Zagładą Żydów? Były debaty o „Ogniu” i Łupaszce, o NSZ, o operacji „Wisła”, czystce etnicznej przeprowadzonej po wojnie na Ukraińcach. Były dyskusje o Kościele i Janie Pawle II w kontekście przestępstw seksualnych z udziałem księży i systemie ich tuszowania. Mamy się wstydzić tego dorobku naszych historyków i debaty publicznej na jego temat?

Przeciwnie, z tego możemy być dumni. Wstydzić możemy się za tych, którzy nie rozumieją, że prawda historyczna nie jest historyczną polityką. Krytyczny stosunek do historii jest dowodem dojrzałości. Na każdym etapie edukacji historycznej ma różne formy, dostosowane do odbiorców, ale zawsze nauka historii powinna pokazywać i analizować dobro i zło w dziejach. Mechanizmy sukcesu i mechanizmy klęski. Drogi do osiągnięć i drogi do upadku. Żeby uczniowie i studenci wyrabiali w sobie zdolność do myślenia krytycznego, a nie biernie łykali propagandę sukcesu.

Bo oczywiście są rzeczy, z których możemy być dumni, a jednocześnie zdolni do uczciwej i rzeczowej dyskusji o nich: zrywy wolnościowe, KOR i cała opozycja niepodległościowa, soborowy katolicyzm otwarty na współczesny świat, Okrągły Stół, pokojowe przejście do demokracji i państwa w pełni suwerennego, zwycięskie referendum europejskie, powrót do świata zachodniego.

Jak zostaną przedstawione w pisanej od nowa historii Polski? Czy aby nie tak jak historia Lecha Wałęsy, opisana tak celnie i gorzko w liście prof. Penson? Jako coś, czego mamy się wstydzić? Takie przewartościowanie byłoby faktycznie pedagogiką wstydu i przemysłem pogardy, mielącym prawdę historyczną na lekkostrawne odżywki albo na truciznę dla mózgu.