Pratasiewicz „współpracuje” ze śledczymi, czyli porażka naszej polityki wschodniej

Najpierw porwać i zamknąć w areszcie, potem dać wycisk i już „ekstremista” zamienia się w patriotyczny przykład współpracy ze śledczymi reżimu. A że zachowuje się przed kamerą nie po swojemu, na twarzy ma grubą warstwę pudru, kryjącą prawdziwy wygląd po przesłuchaniu, nie szkodzi. Widzowie reżimowych mediów uwierzą w każde kłamstwo, bo kochają kraj i wodza. To stare jak świat metody: wymuszanie zeznań szantażem i przemocą.

Wygląda na to, że białoruski dziennikarz nie dostał azylu politycznego od obecnych władz polskich. To ma znaczenie, bo teraz przedstawiciele tych władz wyrażają oburzenie z powodu jego porwania. Słusznie, ale czemu nie dostał? Może gdyby leciał do Aten z Warszawy i wracał z Warszawy do Aten, byłby dziś zdrów i cały? Jego współpracownik: „Roma czekał, ale decyzji nie otrzymał. Zmieniliśmy adres, ale poinformowaliśmy o tym, kogo trzeba. Tak czy inaczej, żadnej odpowiedzi nie dostaliśmy. Kiedy zdecydowaliśmy o przeprowadzce do Wilna i wnioskowaniu o azyl w Litwie, udaliśmy się do Urzędu do Spraw Cudzoziemców, by odebrać paszport Romy. Przyszliśmy zapytać, czy możemy zrezygnować z azylu w Polsce, bo zbyt długo trwa proces decyzyjny. Inspektorka odpowiedziała nam wtedy, że decyzję już dawno podjęto, kilka miesięcy wcześniej, i że była to odmowa” (za OKO.press).

Pratasiewicz nie dostał, inni Białorusini dostali. Dlaczego, skoro w Warszawie odwiedzał ich premier Morawiecki, a senator Bogdan Klich był za przyznaniem azylu Ramanowi? Ale teraz nie to jest ważne. Ważne, by młodego człowieka i jemu podobnych więźniów politycznych Łukaszenki nie spotkało najgorsze: długoletnie wyroki, a nawet kara śmierci. Białoruś jest jedynym państwem w Europie, gdzie się ją wykonuje; w Rosji obowiązuje moratorium.

„Ciepły człowiek” (sławetne określenie byłego marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego) Łukaszenka przetrwał masowe protesty Białorusinów i teraz się rachuje z tysiącami własnych obywateli, którzy mieli dość jego rządów. W krytycznym momencie protestów dostał wsparcie od Putina. To się układa w spójną całość z porwaniem samolotu z Pratasiewiczem na pokładzie. Putin dopadł Nawalnego, Łukaszenka zastawił sidła na Pratasiewicza. Putin chciał się pozbyć rywala, Łukaszenka potrzebował informacji, od kogo Pratasiewicz dostawał przecieki ze kręgów władzy.

Ojciec Ramana, były białoruski wojskowy, nie wierzy w propagandowy klip z samokrytyką syna. Uważa, że tak skomplikowana akcja musiała mieć wsparcie rosyjskiego KGB. Samolot przymuszony do lądowania pod kłamliwym pretekstem, a więc z pogwałceniem międzynarodowego prawa lotniczego, opuścili w Mińsku finalnie czterej pasażerowie, którzy oficjalnie lecieli do Wilna. Kim byli, jeśli nie agentami bezpieki białoruskiej lub rosyjskiej?

Pratasiewicz musiał być śledzony już w Atenach, dokąd poleciał w związku z wizytą w Grecji pani Cichanouskiej, a dziś twarzą demokratycznej Białorusi. Chciał wrócić z Aten do Wilna tą samą trasą, którą obrała wcześniej Cichanouska. Nikt wtedy nie wymusił lądowania samolotu z nią na pokładzie. Porwał ten z Ramanem. Może to miało być też ostrzeżenie dla niej i jej współpracowników. Może cierpi też za nią.

Cichanouska korzysta z gościnności władz Litwy, bo to Litwa jest dyplomatycznym orędownikiem prawdy białoruskiej w UE. Dołączyły Łotwa i Estonia. To małe, ale zdeterminowane republiki bałtyckie są dziś dla Unii Europejskiej bardziej miarodajne i wiarygodne w kwestii białoruskiej czy rosyjskiej niż Polska, piąte co do wielkości państwo UE.

A przecież historycznie wszystkie te kraje funkcjonowały we wspólnocie politycznej, rodzaju unii, poniekąd prototypie współczesnej integracji europejskiej. Pod ambasadą reżimu Łukaszenki w Warszawie młodzież białoruska manifestowała swoje pragnienie wolności i demokracji pod flagami biało-czerwono-białymi, które przez krótki czas po rozpadzie Sowietów były flagami niepodległej Białorusi. Zakazał ich Łukaszenka.

Polska, obierając kurs eurosceptyczny pod rządami Kaczyńskiego, abdykowała z partnerstwa wschodniego, oddając pole dyktaturze i tracąc szansę wypracowania wspólnej z Unią i Zachodem polityki wschodniej. A tylko tak – połączonymi siłami dyplomacji i wspólnym stanowiskiem przywódców – można wywierać skuteczny nacisk na reżim Putina i Łukaszenki po zduszeniu wolnościowych protestów obywatelskich w Rosji i Białorusi. Prezydent Biden wymienił Pratasiewicza po nazwisku, stając w jego obronie. W czerwcu podczas spotkania z Putinem w Genewie ma stanąć sprawa represji w Białorusi. Biden wie, kto rządzi Łukaszenką.