„Przestań, bo cię odstrzelę”. Przemoc wobec kobiet w polityce

Czy działaczki Lewicy ujmą się za senatorką Morawską-Stanecką i posłanką Nowacką? Powinny stanąć za nimi murem. To test wiarygodności. Lewica – nie tylko kobiety, ale i mężczyźni – nie będzie wiarygodna, kładąc uszy po sobie, gdy jej liderzy wchodzą w buty Korwin-Mikkego. Czarzasty i Dyduch, atakując werbalnie niepokorne działaczki polityczne, reprodukują patriarchalizm, z którym Lewica teoretycznie walczy. To się niczym nie różni od patriarchalizmu na prawicy.

Jak to możliwe? Jest wiele powodów, głównie kulturowych. Takie są „geny” przekazywane od pokoleń ponad różnicami klasowymi i wyznaniowymi. Implantują się one także w niektórych kobietach aktywnych w polityce czy biznesie i innych zawodach. Agresja kobiet polityczek wobec kobiet polityczek z innych opcji też się zdarza i ma podobne powody. Taki jest styl i sznyt samców alfa, a one chcą być jak oni. Jak nie ma argumentów, zawsze można w polemice z przeciwniczką polityczną sięgnąć po argument ad personam: „a pani ma na koncie miliony” (atakująca nie wie albo lekceważy, że chodzi o pieniądze przyznane przez państwo rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej).

Czy przemocowcy w polityce mają świadomość, że przekraczają czerwoną linię? Sama wicemarszałek Senatu odpowiada na to tak w rozmowie z Dorotą Wysocką-Schnepf: „Nie wiem, czy [Czarzasty] czuje, że to nie było stosowne. Wydaje mi się, iż mężczyźni uważają, że można w ten sposób odzywać się do kobiet, że można stosować taki brutalny język przemocy. I to właśnie jest powód, dlaczego w polityce jest tak niewiele kobiet. A przecież każda z nas coś robiła, pracowałyśmy, byłyśmy działaczkami społecznymi, ja byłam adwokatką, jesteśmy kobietami, które miały swoje życie zawodowe. W pewnym momencie postanowiłyśmy to przekuć na zrobienie czegoś dla innych kobiet, dla społeczeństwa, przekuć swoją wiedzę, ja poszłam, żeby zmieniać wymiar sprawiedliwości”.

Jakie są skutki tego przemocowego stosunku do kobiet w polityce? Odstręczające je od polityki i może dlatego ta symboliczna przemoc tak mocno się trzyma. Zresztą nie tylko u nas. Ostatnio np. w polityce amerykańskiej, gdzie trumpistka niemal fizycznie atakowała demokratkę, też posłankę do Izby Reprezentantów.

Im więcej męskiej dominacji, tym mniej miejsca na kobiety. I tym więcej kwiatków od „dziadersów” (i ich naśladowców w politycznych młodzieżówkach) na Dzień Kobiet, całowania po rączkach, peanów na cześć Matek Polek, strażniczek ognisk domowych i bohaterek robót ręcznych. Na szczęście ten patriarchalizm dotyczy głównie szczebla polityki krajowej. Im niżej, tym lepiej. Mamy coraz więcej kobiet prezydentek miast, burmistrzyń, wójtów, sołtysek. . Patriarchalne geny słabną, bo na szczeblu lokalnym wymusza to rzeczywistość. Kobiety aktywne są częściej wykształcone, ogarnięte, mają więcej empatii i „kapitału społecznego”. Ideologiczny patriarchalizm cofa się do kruchty.