Węgierska lekcja dla polskiej opozycji

Gdy polska opozycja się dzieli, węgierska się jednoczy przeciw rządom Orbána. Sondaże pokazują, że ma szansę pokonać antydemokratyczny i oligarchiczny system budowany przez niego od 2010 r. Ten system kopiuje u nas „zjednoczona prawica”. Ale polska opozycja nie zdołała wyciągnąć z przykładu węgierskiego konstruktywnych wniosków. Marszałek Terlecki po wolcie Lewicy w sprawie Funduszu Odbudowy nie kryje zadowolenia: „nastroje są dobre, odnieśliśmy zwycięstwo, Lewica zachowała się racjonalnie”.

Po swojemu ma rację: PiS-owi udało się podzielić opozycję dzięki Lewicy. Jej „racjonalność” oznacza przedłużenie systemu Kaczyńskiego na kolejne lata. Z tego może się cieszyć nomenklatura PiS i jego satelitów oraz aparat Lewicy, który ten system właśnie podżyrował za puste obietnice, za co zbiera pochwały od obecnej władzy.

Opozycja węgierska nie poszła drogą polskiej. Sześć opozycyjnych partii, włącznie ze skrajną prawicą (Jobbik), która przemianowała się na „konserwatystów”, w grudniu zeszłego roku dogadało się w sprawie wyborów parlamentarnych w 2022 r. Partie reprezentują różne polityczne „wrażliwości”: centrolewica, demokraci, Zieloni, liberałowie i antyorbanowska prawica.

We wszystkich 106 okręgach mają wystawić po jednym kandydacie ze wspólnej listy, zgłoszą jednego kandydata na premiera, ogłoszą wspólny program wyborczy. Jak będą wyłaniani wspólni kandydaci? Wykluczono start osób, które swymi wypowiedziami obrażały godność ludzi, maczały palce w korupcji i łamały prawo, kolaborowały z rządzącym Fideszem Orbána.

Zgodzono się na nieformalne prawybory kandydatów na posłów i na premiera. Węgry mają mieszany system wyborczy do jednoizbowego parlamentu: 106 deputowanych wybiera się w jednomandatowych okręgach, 93 z list partyjnych w jednym okręgu krajowym.

Obecna władza stara się zmniejszyć szanse opozycji na wygraną, ale paradoksalnie może to się obrócić przeciwko niej. Konsolidacja opozycji nastąpiła, gdy w zeszłym roku zdominowany przez orbanistów parlament zmienił ordynację wyborczą, aby utrudnić ofensywę opozycji. Krajową listę wyborczą można teraz zgłosić pod warunkiem, że zostanie wystawiona w aż 76 okręgach zamiast, jak dotąd, w 27.

Poligonem, jak konsolidacja opozycji może działać, były wybory mera Budapesztu jesienią zeszłego roku, w których wspólny liberalny kandydat opozycji pokonał urzędującego prezydenta stolicy, popieranego przez orbanistów, różnicą 6 proc. głosów. Dziś skonsolidowana opozycja idzie w sondażach łeb w łeb z obozem Orbána (Politico Poll of Polls: 48:48 proc.).

Oczywiście, Orbán się broni, a nawet ubezpiecza na wypadek przegranej. Obniża podatki biznesowi, powodując znaczne zmniejszenie przychodów samorządów, gdzie rośnie poparcie dla opozycji. Pod koniec kwietnia przeprowadził w parlamencie ustawę zabezpieczającą finansowanie jego planu „narodowego systemu współpracy” metodą pompowania pieniędzy publicznych do lojalnych wobec niego fundacji.

Orbán ma w rękach narzędzia, jakie daje kontrola nad mediami, oświatą i edukacją, społeczeństwem obywatelskim. Wykorzysta je przeciwko opozycji w kampanii wyborczej. Jednak zasadnicza lekcja płynąca z Węgier dla polskiej opozycji jest wciąż aktualna: warto się konsolidować, nie warto dać się rozgrywać i dzielić autokratom. Warto przynajmniej spróbować.