Jakiego Kościoła potrzebuje dziś świat? Pożegnanie ks. Kuenga

Nie ma pokoju między narodami bez pokoju między religiami. Nie ma pokoju między religiami bez dialogu między religiami. Nie ma dialogu między religiami bez zbadania podstawy wszystkich religii. Jedna z najbardziej znanych maksym ks. Hansa Kuenga pozostanie aktualna po jego śmierci. Wybitny niepokorny teolog zmarł 6 kwietnia w wieku 93 lat. Życia nie zmarnował.

Na polski był z niemieckiego tłumaczony oszczędnie. Ukazała się jednak jego książka „Nieomylny?”, za którą zapłacił pozbawieniem prawa do wypowiadania się w imieniu Kościoła instytucjonalnego. Była to kara za podważenie dogmatu o nieomylności papieskiej. Została orzeczona w drugim roku pontyfikatu Jana Pawła II.

Na szczęście Niemcy to państwo dwóch Kościołów, katolickiego i luterańskiego, których wpływy w społeczeństwie się równoważą. Kueng kontynuował swoją pracę w niezależnym od Watykanu Instytucie Ekumenicznym przy uniwersytecie w Tybidzyndze. Występował często w mediach, pisał, żył skromnie, do końca życia pozostał księdzem rzymskokatolickim.

Od zaangażowania się w soborową odnowę Kościoła przeszedł do studiów nad islamem, hinduizmem i buddyzmem. Szukał punktów wspólnych między wielkimi religiami ludzkości. Dostrzegł fundamentalną zbieżność systemów etycznych ukształtowanych wokół nich. Wskazywał, że owa „etyka globalna” może być zasadniczym wkładem w pokój na naszej planecie.

Z czasów soborowych znał się dobrze z Josefem Ratzingerem, wówczas teologiem progresywnym. Już jako papież Benedykt XVI Ratzinger zdobył się na gest wobec przyjaciela i zaprosił go na rozmowę do Watykanu. Zabrakło mu jednak odwagi, by uchylić dekret Kongregacji Nauki Wiary zakazujący wybitnemu teologowi nauczania teologii katolickiej. Nie szkodzi, bo Kueng dalej miał swobodę w swych poszukiwaniach i popularność w społeczeństwie. W jakimś stopniu podobną rolę odgrywał w Polsce ks. prof. Józef Tischner. Rolę rozmówcy ze społeczeństwem z pozycji partnerskiej, a nie patriarchalnej.

Chorował na Parkinsona. Był za prawem nieuleczalnie chorych do godnego zakończenia życia, jeśli nie było już żadnej szansy na poprawę.

W podręcznej bibliotece mam jego „Krótką historię Kościoła Katolickiego” (wydanie polskie, 2004). Otwiera ją deklaracją, że „mimo wszystkich moich osobistych doświadczeń, dowodzących, jak bezlitosny potrafi być system rzymskokatolicki, Kościół katolicki jako zgromadzenie braci w wierze pozostał do dziś moim duchowym domem”.

„Owszem – dodawał – Rzym prosił o wybaczenie [aluzja do milenijnego rachunku sumienia przeprowadzonego przez papieża Wojtyłę] za straszne błędy i okrucieństwa przeszłości, a jednak administracja kościelna wciąż ma na koncie nowe ofiary. Niegodnie postępuje z głosami krytyki i ludźmi o odmiennych poglądach we własnych szeregach, dyskryminuje kobiety poprzez zakaz antykoncepcji, małżeństw księży i wyświęcania kobiet na kapłanów. Wywołuje rozłam w społeczeństwie i wśród polityków przez sztywne stanowisko w sprawach aborcji, homoseksualizmu i eutanazji, jak gdyby to była wola samego Boga”.

Czy wobec tego Kościół ma przyszłość? I jaki ma przyszłość? Zdaniem Kuenga tylko taki ma przyszłość, który spełni cztery podstawowe warunki: nie może oglądać się za siebie, tylko powrócić do samych źródeł chrześcijaństwa i koncentrować się na wyzwaniach współczesności; nie może być patriarchalny, tylko partnerski; nie może być wąsko wyznaniowy, tylko otwarty, czyli ekumeniczny; nie może być europocentryczny i po rzymsku imperialny, tylko musi się stać naprawdę Kościołem powszechnym, tolerancyjnym, szanującym prawdę i gotowym się uczyć od innych religii.

Do końca życia wierzył, że to jest możliwe.