Tak było, ale się skończyło. Wielkanocna rozmowa z Adamem Michnikiem

Adam był i pozostaje głosem wołającym na pustyni. Szedł pod prąd i idzie dalej. Hejtują go na prawicy, to nic nowego, i na młodej lewicy – to znak obecnego czasu. Dwie rzeczy, którymi uzasadnia swoją percepcję sprawy polskiej, wydają się oczywiste: że katolicy są i będą i że nie da się żyć w tak głębokim rozbiciu społecznym, jakie mamy na tle polityki obozu władzy i episkopatu z nim sprzymierzonego.

Część historyczna rozmowy Dominiki Wielowieyskiej z Adamem to opowieść, w której się odnajduję. Tak było. Michnik popchnął polską historię jedną książką o Kościele, lewicy i dialogu między nimi. Wybił dziurę w murze. Można było przez nią spojrzeć na drugą stronę. Gotowi do tego ludzie lewicy krytycznej i Kościoła soborowego mogli dostrzec, że mają ten sam problem z opresyjnym systemem „realnego socjalizmu”. Że pragnieniem wolności od tej opresji, kłamstw propagandy i deptania praw człowieka kieruje się nie tylko ówczesna opozycja korowska, ale także katolicka – i ma sens ich współdziałanie na tym polu.

Gdy Polska odzyskała pełną suwerenność, zaczął się dla tych ludzi test polityki realnej. Michnik mówi o tym uczciwie. Potwierdza, że pierwsze demokratyczne rządy popełniły błąd zawierzenia w stosunku do Kościoła, a Kościół wykorzystał demokrację do umocnienia swoich wpływów politycznych i powiększenia zasobów materialnych, niewiele oferując w zamian. „Nie docenił pełnej życzliwości” otrzymanej od demokracji.

Widziano to, lecz przymykano oczy, bo priorytetem było uniknięcie konfliktów z Kościołem, które zaszkodziłyby innym priorytetom: budowaniu demokratycznego państwa prawa, przebudowie systemu gospodarczego, wejściu Polski do NATO i wspólnoty europejskiej. Sprawę legalnej aborcji i zainstalowania katechezy w oświacie publicznej uznano za cenę wartą zapłacenia. Jak dziś widzimy, niesłusznie, bo obie te sprawy wraz z kwestią praw kobiet i odkościelnienia państwa stały się osią konfliktów w społeczeństwie. I tu Michnik nie ma silnych kontrargumentów.

Nie ma ich także w sprawie „odjaniepawlenia”. Nie jest tak, że można dziś pomijać w ocenie Kościoła temat omerty dotyczącej pedofilii, a w szczególności sprawę odpowiedzialności za nią papieża Wojtyły i jego otoczenia. Zmieniła się wrażliwość, hierarchia ważności, a także polityka Watykanu za papieża Franciszka. Dwójmyślenie w Kościele jest nie od obrony i wywołuje słuszny gniew, co zresztą Michnik sam zauważa.

Jednak nie zmienia swego zasadniczego nastawienia: są ludzie, którzy potrzebują wiary religijnej i instytucji Kościoła, i ci, którzy wiary i Kościoła nie potrzebują do życia duchowego i etycznego. W przewidywalnej przyszłości jedni i drudzy nie znikną, a tych drugich może przybywać. Nie uciekniemy w Polsce (i Europie) od pytania, jak ma wyglądać ich koegzystencja. Nie można jej zadekretować odgórnie, ze szczebla rządu czy episkopatu, ani wykluczyć siłą czy przymusem którejkolwiek grupy czy mniejszości. Tego już próbowano bez trwałego powodzenia. Religia wróciła.

Ale dziś jej obecność publiczna jest jałowa, jeśli potrzebuje podpórek państwowych, propagandowych, policyjnych. Skończyła się epoka kredytu zaufania udzielanego w społeczeństwie biskupom i księżom z samego tylko tytułu odgrywania ich ról społecznych. Solidarnościowe zawołanie „nic o nas bez nas” przybrało formę obywatelskiego nieposłuszeństwa i niezgody na szantaże, że krytycy i kontestatorzy obecnego stanu rzeczy szargają świętości kościelne i narodowe.

Adam Michnik sam był kontestatorem i inspiracją kontestatorów niejednego pokolenia i środowiska, kiedy to coś – tak jak znów teraz – kosztowało. Ale był też i pozostaje na swój niepodrabialny sposób głosem rozwagi, broniącym sprawy wolności wbrew wrogom wolności na prawicy i na lewicy, nadziei na przekór beznadziei. Może dlatego ma odwagę powiedzieć, że nie odrzuca chrześcijaństwa i nie umiałby powiedzieć, że jest ateistą (co przecież nie oznacza, że jest katolikiem). Nie czyni tego konfrontacyjnie, raczej w duchu Kołakowskiego, Miłosza, Jana Józefa Lipskiego i Kuronia. I to jest uczciwe postawienie rzeczy. Czekam na rozmowę Michnika już twarzą w twarz, a nie za pośrednictwem krytycznych cytatów z Adama Leszczyńskiego, z kimś z współczesnej nowej lewicy.