Kościoły strefą wolną od koronawirusa

Kardynał Nycz w szpitalu. Nie wiadomo, w jakim stanie i dlaczego, wiadomo, że zasłabł podczas czwartkowej mszy z udziałem wielu księży. I że to może mieć związek z lockdownowym wyjątkiem dla Kościoła, prezentem pisowskiej władzy dla episkopatu.

Kościoły będą otwarte, msze odprawiane, koszyczki święcone. A przecież księża i biskupi też chorują na koronawirusa, niektórzy umierają. Dużo liczniej chorują i umierają wierni. Także ci, którzy wirusem mogli się zakazić w kościele. Złożeni chorobą kardynałowie i ateiści, kler i antyklerykałowie zasługują na życzenia powrotu do zdrowia i pełni władz umysłowych. Tymczasem u niektórych ludzi, także Kościoła, widzimy tu deficyt.

Gdy epidemiolodzy zgodnym chórem odradzają uczestnictwo w świątecznych zgromadzeniach kościelnych i przykościelnych imprezach, w internecie wciąż buszują przeciwnicy szczepień, „koronasceptycy” i wyznawcy nowej herezji, że wirus do kościoła podczas mszy nie ma dostępu. Tymczasem covid nie odróżnia księdza od nieksiędza, księdza od biskupa, katolika od niekatolika, strefy kościoła od strefy „wolnej od LGBT”. Za to może zamienić kościoły w wielkie ogniska zakażeń.

Ale co tam! Przecież ks. prof. Tadeusz Guz w TV Trwam już rok temu prorokował, że „Pan Bóg żadnych wirusów nie rozprzestrzenia, bo jest święty”. A przyjęcie komunii do ust z rąk kapłana nie grozi zakażeniem. Bo kapłan ma czyste ręce, które nie mogą zabijać. Czyste fizycznie dzięki obmyciu i czyste na sposób mistyczny, bo kapłan działa w stanie łaski.

Rok temu słowa ks. Guza napotkały na opór w Kościele. Dominikanin Paweł Gużyński postawił „tezę roboczą”, że „Pan Bóg zesłał nam pandemię po to, aby skompromitować księży katolickich. Najwyraźniej chce w ten sposób wytępić tę zarazę w czarnych sutannach i różnokolorowych habitach”.

A śmiertelnie chory na raka (zmarł w czerwcu ubiegłego roku) niepokorny wobec prawicy w Kościele i w polityce ks. Stanisław Walczak napisał wtedy na FB: „W mediach ojców redemptorystów pojawił się profesor obdarzony tym tytułem przez p. Prezydenta A. Dudę. To pozwoliło mu na opowiadanie niezwykłych bzdur, umacniając tym samym wiernych w pseudoreligijnej magii i w przesądach”.

Dodał, że w normalnej sytuacji ks. Guz za takie wypowiedzi straciłby prawo do nauczania (szczególnie na temat pandemii). Tylko że dziś sytuacja jest chora, „biskupi chcą rozciągnąć władzę nad całym narodem, więc taki ksiądz Guz cieszy się ich łaskawością. Nawet jeśli przyczynia się do szerzenia pandemii”. Mamy więc interpretację, skąd to szaleństwo: z dążenia do pokazania, kto ma rząd dusz. I rzeczywiście. Czwartkowe kazania biskupów do księży umacniały ich w przekonaniu, że stoi za nimi Pan Bóg, więc mają specjalną licencję do przewodzenia katolickiemu społeczeństwu.

Biskupi dziękowali księżom, czyli swemu aparatowi wykonawczemu. Niektórzy pochylali się z troską nad ich obecnym trudnym bytem pod presją rzekomych ataków na wiarę i Kościół. A przecież mogliby powiedzieć kilka ciepłych słów i podziękować służbie zdrowia za jej nadludzkie wysiłki w walce z realnym wrogiem, czyli pandemią. Mogliby częściej i wspólnie wesprzeć duchowo rodziny zmarłych na wirusa, ale też jeszcze żywych, walczących o życie w szpitalach.

Mogliby przypomnieć naukę Kościoła, że łaska nie niweluje natury – na tym łez padole panują prawa odkryte przez naukę: wirus może zabić, reżim sanitarny i masowe szczepienia mogą uratować ludzkie życie. A przecież Kościół broni życia, a człowiek, owszem, nie samym chlebem żyje, ale też nie samym duchem.