Czy Kaczyński dołączy do Orbána w Parlamencie Europejskim?

Premier Morawiecki ma w czwartek spotkać się w Budapeszcie z Viktorem Orbánem i Matteo Salvinim. W Parlamencie Europejskim krążą pogłoski, że trzej politycy będą rozmawiać o powołaniu w nim nowej frakcji politycznej. Eurodeputowani Fideszu wystąpili w marcu z Europejskiej Partii Ludowej (EPP) i mają status niezrzeszonych, a to nie jest mocna karta w grze parlamentarnej. Mocniejsze są frakcje. Gdyby plan się ziścił, największym wygranym byłby Orbán. Kaczyński wyszedłby na jego giermka.

A wybory na Węgrzech już w przyszłym roku. Notowania Fideszu słabną, opozycja wyciąga wnioski z wygranej opozycyjnego kandydata w wyborach burmistrza Budapesztu, czyli buduje wspólny front. Ogłoszenie nowej frakcji z udziałem partii Kaczyńskiego i populistycznej Ligi Salviniego Orbán mógłby w kampanii przedstawić jako swój sukces na arenie europejskiej.

Nie lekceważmy tych spekulacji. Kaczyński i Orbán są politycznie zużyci, ale mają władzę. Łączy ich przede wszystkim strach przed „federalizacją” Unii Europejskiej i niechęć, a nawet pogarda do liberalnego Zachodu. Ale dzieli polityka wobec Rosji i Niemiec. W obu przypadkach Orbán jest pragmatyczny. Konfliktów nie prowokuje, nastawiony jest na korzyści. Podobne nastawienie do Rosji ma Salvini i znaczna część europejskiej skrajnej prawicy na czele z Marine Le Pen.

Eurodeputowani z ich partii mają swoją frakcję Tożsamość i Demokracja wspólnie z przedstawicielami niemieckiej skrajnie prawicowej AfD. Tu jest jednak pewien problem, bo orbanowcy, przystępując do tej frakcji, mocno popsuliby relacje Budapesztu z Berlinem. AfD jest obecnie w Bundestagu, ale oddzielona politycznym kordonem sanitarnym. Niemiecki kontrwywiad bacznie się przygląda jej kontaktom zagranicznym i działalności krajowej. Istnieje podejrzenie, że może być sprzeczna z niemiecką konstytucją.

Pomysł z utworzeniem nowej frakcji nie musi być fikcją polityczną. Powstałaby zapewne na bazie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów – w której dziś największą grupą jest PiS, z takimi gwiazdami jak Patryk Jaki, Ryszard Czarnecki czy Beata Szydło, profesorowie Zdzisław Krasnodębski i Ryszard Legutko (nazwał Parlament Europejski „instytucją groteskową”) – i frakcji Tożsamość i Demokracja.

To projekt w tworzeniu, Parlamentem Europejskim by nie wstrząsnął, a tym bardziej nie wstrząsnąłby Unią. Ale przydałby się propagandowo jego konstruktorom jako pokaz ich sprawczości na użytek wyborczy. Skorzystałby na nim przede wszystkim sam Orbán. Kaczyńskiemu w polityce europejskiej nic nie wychodzi, chyba że klecenie prowizorycznych sojuszy przeciw starej Unii pod hasłami walki z łączeniem kondycji praworządności w poszczególnych państwach członkowskich z budżetem unijnym, obrony rzekomo zagrożonej suwerenności i „wartości chrześcijańskich”, niewpuszczania niechcianych imigrantów i „tęczowej zarazy”. Orbán mógłby kreować się na lidera nowej Unii, za którym chętnie podążył Kaczyński.

P.S. Na spotkaniu w Budapeszcie Orban dalej kreował się na lidera nowej Europy, Morawiecki nie miał niczego nowego do powiedzenia. Na razie wiemy tylko, że w maju ma być kolejne spotkanie osi PiS-Fidesz-Lega pod hasłem ,,renesansu” Europy i że w opinii ,,osiowych” miliony Europejczyków tęsknią za jakąś ,,kontrofertą” względem ,,dyktatu Brukseli”. Słowem: rozbijanie Unii od wewnątrz postępuje, ale szału nie ma. Tylko Kreml wiwatuje.