Dziel, kłam, rządź

Tego się nie da pogodzić z wzywaniem do solidarności. Premier Morawiecki apeluje o odpolitycznienie walki z pandemią, a jednocześnie atakuje opozycję. Na domiar złego atakuje niepubliczne placówki medyczne, że się nie angażują w tę walkę. Czyli w jednym wystąpieniu wskazał dwu wrogów, gdy Polska potrzebuje solidarności międzyludzkiej.

Wątek solidarności brzmi patetycznie, ale jest istotny. Chodzi o zwykłą przyzwoitość po stronie rządzących i po stronie obywateli. Jednak wskutek nieudolnej polityki ministrów i zmasowanej propagandy sukcesu zaufanie społeczeństwa do władzy, w tym premiera i prezydenta, musiało spaść. Obaj wielokrotnie ogłaszali, że najgorsze mamy za sobą i że to ich zwycięstwo nad wirusem, bezprecedensowe w Europie. To kiedy mówią prawdę o pandemii?

Tak na ich własne życzenie powstało błędne koło komunikacji społecznej. Bombardowani sprzecznymi informacjami – raz, że pandemia się skończyła, więc można znosić restrykcje, a raz, że się znów rozkręca, więc trzeba restrykcje zaostrzać, ale nie aż tak, aby ogłaszać stan klęski w całym kraju – obywatele już przestali słuchać apeli, nakazów i zaleceń. Kierują się własnym interesem i rozeznaniem, a nie solidarnością. Chcą przetrwać chaos. Instynkt raz podpowie im mądrze, raz głupio.

Ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do sprawy covidu dr Grzesiowski ma zdanie wyrobione: połowa zakażeń to skutek interakcji podczas pracy. Ludzi w stresie i wkurzu nie da się przerobić na wcielenia empatii. Wezwania do solidarności dotrą tylko do niedużej części. Nie wytworzą masy krytycznej. W tej sytuacji mamy tylko dwa środki ratunkowe: znaną od początku zasadę maseczki, dezynfekcja, unikanie bliskich kontaktów oraz zaszczepienie większości. Ale i tu nie ma pewności, czy to będzie już bój ostatni. Po pierwsze, zaufanie, po drugie, skuteczność. A nie ma ani jednego, ani drugiego.

W takim kryzysie oczekiwanie premiera, żeby się wznieść ponad podziały polityczne – a to przecież PiS je pogłębia i zaostrza swą filozofią rządzenia (dziel, kłam, rządź) – nie doczeka się spełnienia. Wszędzie rządy są krytykowane za chaos w walce z pandemią, ale tylko kanclerz Merkel zdobyła się na przeprosiny za gwałtowny manewr całą wstecz w sprawie zapowiadanego na Wielkanoc lockdownu Niemiec. U nas nie tylko żadnych przeprosin za niezliczone wpadki rządzących społeczeństwo od nich nie usłyszało, ale było na dokładkę dezinformowane, by Duda wygrał wybory.

Czy to pandemia okaże się wyborczą skórką banana, na której obecna władza się poślizgnie? Dziś – mimo wszystkich sondaży, badań i analiz, ujawnionych afer na szczytach władzy, orgii propagandowych i sięgania po przemoc policyjną, prokuratorską, sądowniczą przeciwko protestom obywatelskim – niewiele jest powodów do optymizmu po stronie demokratycznej.

Bo wznoszenie systemu fasadowej demokracji, a w istocie narodowo-katolickiego autorytaryzmu, postępuje mimo protestów. A ten system wykorzystuje głęboko wkodowane nawyki kulturowe i zbiorowe doświadczenie społeczne epoki Polski Ludowej. Mam na myśli odgórny trening obywateli, że w systemie autorytarnym da się żyć, a nawet nieźle urządzić, byle się nie wychylać, nie narazić władzy, a najlepiej będzie się przyłączyć do przewodniej siły narodu.

Dziś ta siła to PiS i Kościół. Ale naczelny slogan propagandy jest niemal identyczny: PiS kieruje, rząd rządzi, Kościół wychowuje, ludziom partii i Kościoła żyje się lepiej. Obajtkizm w połączeniu z rydzykizmem daje Kaczyńskiemu wciąż przewagę, mimo że jego żelazny elektorat się nieco kruszy i sięga znów jednej trzeciej społeczeństwa, czyli PiS ma większość w mniejszości, a dalej chce rządzić, jakby miał większość w społeczeństwie.