Czy to się może udać?

Z życia katolickiego. W Polsce nie powstał dotąd odpowiednik zachodniego ruchu „My jesteśmy Kościołem”, ale coś drgnęło. Formuje się „Kongres Katoliczek i Katolików” – oddolnie, niezależnie od władzy kościelnej i sprzymierzonych z nią polityków. To dobra wiadomość dla katolickiego społeczeństwa obywatelskiego. I dla biskupów, bo to okazja do partnerskiej rozmowy o Kościele. Kongres rozesłał do całego episkopatu list, by się przedstawić i zaprosić do takiej rozmowy. Ale już idzie na nich hejt prawicowy, także z udziałem księży. Dla nich to kolejna próba rozwalania Kościoła.

Raczej listu ani deklaracji założycielskiej Kongresu nie przeczytali, bo inaczej nie pisaliby bredni, że to jakiś nowy diabelski pomysł, inspirowany wzorami komunistycznych „księży patriotów”. Tymczasem oba dokumenty są przykładem „krytycznej lojalności” – ich niekonfrontacyjny język, ton i sama treść nikogo w Kościele nie może obrazić ani przestraszyć. To zaproszenie do wspólnej rozmowy ludzi Kościoła z ludźmi Kościoła o tym, co w Kościele poszło nie tak i jak to naprawić. Niby nic takiego, a jednak warto na to środowisko zwrócić uwagę. Wielkie zmiany (na dobre, ale i na złe) zaczynają się czasem od małych grup, a nawet od jednostek.

Tu zanosi się na zmianę pożyteczną kościelnie i społecznie. Takie zmiany zaczynają się właśnie od rozmowy, wymiany myśli, refleksji. Formuła swoistego „laboratorium wiary” pracującego w grupach tematycznych – np. o stosunkach państwo-Kościół czy roli kobiet w Kościele – jest obiecująca, ale pod warunkiem, że na forum dyskusyjnym się nie skończy, że będą też kampanie, że Kongres zaznaczy swą obecność w przestrzeni publicznej. Niech się zbierze i pokaże opinii publicznej, nie powinien być tylko autorskim projektem studyjnym.

W polskim katolicyzmie takich grup nie brakuje, ale słyszymy tylko o kilku, zwykle ultrakatolickich. To w odbiorze społecznym potęguje wrażenie, że inne, nieultrakatolickie, są dziś na marginesie. To utwierdza niekościelną opinię publiczną w przekonaniu, że z Kościoła w Polsce nic dobrego już wyjść nie może.

Wiem, wiem, niektórzy oczekują czego innego: żeby tacy katolicy trzasnęli drzwiami i raz na zawsze wyszli z Kościoła, a nie próbowali namawiać biskupów na partnerskie rozmowy. Bo episkopat, jaki jest, każdy widzi, jeśli nie patrzy przez różowe okulary. Związany z Kongresem dominikanin Paweł Gużyński, w młodości działacz ruchu Wolność i Pokój, odpowiedział na te apele i krytyki, że zostaje, bo po prostu chce być księdzem. Taką wybrał drogę przez życie. Ma takie prawo i należy je uszanować.

Katoliczki i katolicy zgromadzeni w Kongresie nie chcą opuszczać Kościoła, chcą go zmieniać od dołu i od wewnątrz w duchu swej deklaracji programowej. Życzę im owocnej działalności. „Krytyczna lojalność” jest o niebo lepsza od ślepej.