Zbojkotować „zjednoczoną prawicę” w wolnych mediach

Tak radzi Jakub Bierzyński, socjolog kojarzony z lewicą Palikota i Biedronia oraz byłym liderem liberalnej Nowoczesnej Ryszardem Petru. Uważa, że protest „czarnych ekranów” był udany i pożyteczny, ale nie wystarczy, by wyhamować zapędy obecnej władzy w kierunku ograniczania i likwidacji wolności słowa w mediach niezależnych od polityków prawicy.

Apeluje, by w szczególności nie zapraszać do tych mediów tych polityków prawicowych, którzy promują pomysł haraczu i nadzoru rządzących nad platformami cyfrowymi.

To media hodują potwory, zapraszając tych prawicowców do studia na rozmowy. Nie mogą się teraz dziwić, że potwory chcą je zeżreć. Co robić? „Jedyną skuteczną strategią walki o własną wolność i przetrwanie jest odebranie politykom wartości, którą cenią najwyżej, dobra, bez którego nie mogą się obyć – publiczności”, przekonuje spec od mediów.

Ma dużo racji. I doświadczenie: „Pracowałem dla polityków jako strateg. Po paru latach przeszedłem na drugą stronę, pisząc komentarze polityczne w mediach. Korzystając z doświadczenia po obu stronach medialnej barykady, mam dla wydawców i dziennikarzy jedną podstawową radę: przestańcie zapraszać wrogich polityków na swoje łamy. Dla nich media to tlen. Zabierzcie im scenę i publiczność. Tylko w ten sposób możecie skutecznie walczyć o własną wolność i przetrwanie”.

Podoba mi się ta pryncypialność. Dziś w Polsce mamy zmaganie się sił demokratycznych z autorytarnymi. Teraz na polu mediów. To sytuacja nadzwyczajna, która stawia wolne media przed wyzwaniem. Nie muszą zapraszać wszystkich, mogą wybierać rozmówców. Nie muszą się zgadzać na polityków wysyłanych do studia z partyjnym „przekazem dnia”. Nie pracują w mediach pod kontrolą polityczną obecnej władzy.

Widz niewiele straci, jeśli ich nie zobaczy i nie usłyszy. Z góry wiadomo, co powiedzą. Zasada pluralizmu jest zdrowa, ale nie oznacza, że każdy polityk może być partnerem do rozmowy. Zwłaszcza ten wielokrotnie przyłapany już na kłamstwie i mowie nienawiści. To jest psucie debaty publicznej, której szanujące się media powinny służyć.

Tylko czy rzeczywiście media elektroniczne, RTV, mają dziś tak wielki wpływ na odbiorców? W PRL władza miała monopol i kontrolę nad mediami, a jednak przegrała wybory 4 czerwca 1989 r. Trump miał wielkie wsparcie mediów prawicowych, a jednak przegrał z Bidenem. Biden wygrał wygrał dzięki niespotykanej mobilizacji elektoratu. Media nieprawicowe miały w tym udział, pokazując odwrotną stronę trumpizmu, ale decydujące znaczenie miała aktywność obywatelska i sztabu wyborczego.

Oczywiście, sytuacja w Polsce jest inna niż w USA. Tam media są potęgą i mogą się skutecznie bronić przed próbami ich kneblowania lub zniszczenia. Państwo nie jest stroną sporu politycznego i respektuje trójpodział władz, czyli rządy prawa. Jak jest u nas pod rządami Kaczyńskiego i Ziobry, każdy widzi codziennie. Co do mediów, wystarczy przełączyć TVN24 na TVP Info.

Jednak nie tylko media mają wpływ na decyzje i oceny swych widowni. Są w Polsce całe połacie kraju, gdzie nie telewizja czy prasa, a nawet internet kształtują poglądy, ale dużo bardziej rodzina, kumple, ksiądz proboszcz, wójt czy nauczyciel. Wolne media powinny stać po stronie demokracji i nie obawiać się, że zwolennicy zamordyzmu będą usiłowali zarzucić im brak obiektywizmu. Obiektywizm wolnych mediów polega na poszanowaniu faktów. W sprawie zasadniczej nie można być bezstronnym. Ale ostatnie słowo w tym sporze między demokracją a autorytaryzmem należy do wolnych obywateli.