Naszym Kapitolem jest polska demokracja

Donald Trump był idolem Andrzeja Dudy. Polski prezydent zapewne liczył, że Trump zostanie w Białym Domu na drugą kadencję. Ale się przeliczył, a Joe Biden jest całkowitym zaprzeczeniem Trumpa pod względem osobowości, poglądów i kompetencji. Przerasta doświadczeniem politycznym i państwowym nie tylko Trumpa, ale też Dudę. Jak na razie Duda nie ma czego szukać u Bidena.

Ma on do dyspozycji ludzi dobrze zorientowanych w sprawach Polski, naszego regionu Europy. Nie mają do niego dojścia ludzie Dudy i Kaczyńskiego. Andrzej Duda jednak pełnił będzie jeszcze przez cztery lata ważną funkcję państwową. Dlatego w interesie Polski leży, aby potrafił sensownie ułożyć relacje z Białym Domem i ekipą Bidena. Pytanie, czy może mu się to udać. Niestety, niewiele na to wskazuje.

Z szacunkiem słuchałem Bidena, gdy mówił o przestrzeganiu prawa i konstytucji podczas ogłaszania nominacji Merricka Garlanda na nowego szefa federalnego departamentu sprawiedliwości. To antypody podejścia Ziobry, Kaczyńskiego i samego prezydenta Dudy. Dla nich prawo jest po to, by służyło ich polityce i interesom. Dla Bidena trójpodział władz i odpolitycznienie wymiaru sprawiedliwości to fundament demokracji konstytucyjnej.

Symbolicznej wymowy nabiera tu ostentacyjne ociąganie się Dudy z gratulacjami dla Bidena i skwitowanie próby puczu na Kapitolu tymi samymi słowami, jakich użył w tej samej sprawie Kreml Putina: to wewnętrzna sprawa USA. Przecież próba zamachu stanu inspirowana przez urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych to jest sprawa globalna! Zamach na demokrację w Ameryce jest zamachem na system demokratyczny wszędzie.

O co nie musimy się szczególnie martwić, to relacje polsko-amerykańskie w dziedzinie obrony i bezpieczeństwa oraz biznesu. Ale są jeszcze wartości. Na przykład demokracja i praworządność. I tu prezydent Duda nie może liczyć na przymykanie oczu przez ekipę Bidena. W piątek podkreślił to w TVN były ambasador USA w Polsce Steven Mull, dobrze znający i Polskę, i Bidena.

Prokurator czy sędzia, mówił Joe Biden, nie może być „nasz”, „nienasz” lub „ich”. Nie może być funkcjonariuszem władzy wykonawczej lub opozycji. Jego rolą jest pilnować prawa jak Temida: z opaską na oczach. Tak żeby rozstrzygał w oparciu o materiał dowodowy, nie lustrując pochodzenia, poglądów, statusu majątkowego czy społecznego osób, w których sprawie ma wydać wyrok. Podejście prawdziwie praworządne powinno być odwrotnością podejścia „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”.

Dlatego do spięć na tym tle między obecnym rządem polskim a Unią Europejską dojdą nowe – z administracją Bidena. Jego ekipa musi zrobić reset w stosunkach USA-UE, które Trump – ku uciesze Putina – mocno popsuł. A taki reset oznacza także, że postawa Polski pod rządami Kaczyńskiego i Ziobry – niechętna lub otwarcie antagonistyczna wobec UE jako wspólnoty nie tylko ekonomicznej, lecz także aksjologicznej – będzie nas konfliktowała i z Brukselą, i Waszyngtonem.

Żeby tak się nie stało, w pisowskiej Warszawie musiałaby się dokonać głęboka korekta obecnej polityki zagranicznej. Dziś prowadzi ją bardziej minister sprawiedliwości niż premier lub prezydent, nie mówiąc o ministrze spraw zagranicznych, który znany jest głównie z tego, że jest nieznany nawet klasie politycznej. W takim układzie i z takimi asami obecna władza nie jest zdolna do partnerstwa z nikim poza kunktatorami grającymi swoje gierki, ale nie z graczami pierwszej ligi, czyli UE i US.

Na przeszkodzie stoi polski trumpizm. Jego filozofię streszczają dwie osławione frazy: „bez żadnego trybu” Kaczyńskiego i „jakieś tam prawa człowieka” ministra Czarnka. „Wszędzie jest jakiś Trump, dlatego każdy z nas musi bronić Kapitolu”, napisał Donald Tusk. Naszym Kapitolem jest polska demokracja i nasza konstytucja.