Nadzieja wbrew beznadziei

Jak tu mieć nadzieję, kiedy niektórzy lekarze zniechęcają do szczepionki na covid, a dyrektor szpitala w Gorzowie, który polecił się zaszczepić jego personelowi, dostaje pogróżki, że będzie wisiał? Jak mieć nadzieję, że wirus będzie zepchnięty do defensywy, skoro jak dotąd chce się szczepić 20-30 proc. polskiej populacji, a żeby szczepionka zadziałała w sensie odporności stada, powinno się dziabnąć 60-70 proc.? No i jak mieć nadzieję, gdy odpowiedzialni za siebie i innych przybysze ostatniej minuty z UK dzwonią do sanepidu, żeby zrobić sobie test, i słyszą, że jeśli mają stały pobyt na Wyspach, to niech robią test odpłatnie?

Na to odpowiedź powinna być taka: kto pracuje w szpitalu, a nie chce się szczepić, niech szuka innego etatu. Kto doradza rządowi, a gada w telewizorze, że właściwie o tych szczepionkach to jeszcze bardzo mało wiemy, niech się poda do dymisji albo przeprosi za sianie nieufności i zaszczepi się przed kamerą na żywo, jak dr Fauci.

Albo w polityce: jak mieć nadzieję, gdy żadnych reguł już w niej nie ma? Rządzi nami woluntaryzm jednego seniora besztającego przeciwników z sejmowej mównicy i grożącego im, że zrobi sobie własną opozycję. Można przewidywać, że jakość tej wymarzonej opozycji będzie znacznie gorsza niż obecnej i jest to logiczne, bo przecież obecna władza słyszy zewsząd, nawet od nieswoich, że nie ma i nie będzie miała za trzy lata z kim przegrać.

I tu powiew nadziei, bo przecież idzie czas świąteczny. Węgierska opozycja już się dogadała na wybory parlamentarne za dwa lata. Sześć głównych partii, które mają dość rządów Orbána, porozumiało się ponad różnicami i od skrajnej prawicy do zielonych, że wystawią we wszystkich okręgach wspólną listę, wspólnego kandydata na premiera, a swoich kandydatów na deputowanych prześwietlą w wyborach wewnętrznych pod kątem czystych rąk, durnych wypowiedzi i kolaboracji z Fideszem, monopartią Orbána, która mocno zjechała w jesiennych sondażach.

W tych samych sondażach wspólna lista opozycji może z Fideszem wygrać. Węgrzy też zaczynają mieć dość, tylko że opozycja już poszła po rozum do głowy: nie politykuje, nie hamletyzuje, pracuje nad wspólnym programem. Przećwiczyła współpracę podczas wyborów samorządowych na mera Budapesztu, które wygrał jej kandydat. Da się, mimo że sytuacja polityczna na Węgrzech jest jeszcze gorsza niż w Polsce. A może dlatego.

Nie życzę, by się pogorszyła obu bratankom. Życzę sobie i Czytelnikom, by się poprawiła. Żeby taki „Budapeszt” powtórzył się w Warszawie. Żeby nasza opozycja wykrzesała z siebie więcej energii, pomysłowości, a przede wszystkim gotowości do współdziałania na wzór węgierskiej. Żeby przybywało w naszej opozycji i w społeczeństwie ludzi niezależnych, niepoddających się szantażom i pogróżkom ze strony władzy ani kłamstwom jej propagandy.

W każdej opresji systemowej da się zachować wewnętrzną wolność, zdolność odróżniania prawdy od kłamstwa, dobra od zła. Owszem, to kosztuje, ale się moralnie i duchowo opłaca. A na koniec dobra nowina z netu: w tym roku w betlejemskiej kołysce zobaczymy dziewczynkę.

Dziękuję za życzenia świąteczne, odzajemniam!