Ale zrobili 13 grudnia

Tak się trwoni kapitał społecznego zaufania. W niemal okrągłą rocznicę zamachu stanu 1981 r. policja znów pokazała, że jest upolityczniona. Nic się nie działo na ulicach Warszawy czy Tarnowa, by wyłapywać spośród pokojowych manifestantów nastolatki/nastolatków czy legitymować albo próbować legitymować pojedyncze osoby wracające z pokojowych pikiet i protestów w maseczkach, spokojnie, bez stwarzania jakiegokolwiek zagrożenia dla kogokolwiek.

Zrozumiałe, że policja wykonuje rozkazy, pytanie, czemu dostaje takie rozkazy od przełożonych. Na dodatek niedorzeczne i wizerunkowo żenujące, jak obstawianie kordonem sił prewencyjnych pomników smoleńskich. Jak się czują bliscy ofiar tragedii, widząc ten pokaz siły adresowany do kogo? W próżnię.

Skojarzenia historyczne ze stanem wojennym są oczywiste i uzasadnione. Nic tego nie zamaże. Sedno sprawy jest to samo: władza występuje przeciwko nierobiącym niczego złego wolnym obywatelom. Policja nie strzela, nie pałuje, ale nęka i zastrasza tylko dlatego, że dostała rozkazy polityczne. Manifestacje były polityczne, bo dotyczyły polityki obecnej władzy. Są efektem tej polityki, a nie łamaniem prawa.

Pretekst pandemiczny nie likwiduje konstytucyjnych praw do wolności słowa i zgromadzeń. Pandemia nie jest podstawą prawną do koncentrowania sił policyjnych dla ochrony jednego polityka. Wysłano w tym celu 82 radiowozy! Taką podstawą może być tylko ogłoszenie stanu klęski żywiołowej. Klecone naprędce kolejne ustawy covidowe są niższej rangi niż ustawa klęskowa i konstytucja.

Barbara Labuda mówiła w TVN, że serce jej pęka, gdy patrzy na akcję policyjną w rocznicę 13 grudnia roku pamiętnego. Mnie też serce się kraje, bo wracają wspomnienia „nocy generałów”. Nie zapomnę jej do końca życia. Była tak samo uderzeniem w społeczeństwo, a nawet w ówczesne prawo, przecież niedemokratycznie ustanawiane. Junta nazwana horrendalnie „Wojskową Radą Ocalenia Narodowego” nie miała żadnego umocowania konstytucyjnego.

Nic Polsce nie zagrażało, żadnej wojny nie było, chyba że z legalnie działającą Solidarnością i własnym narodem. Tamtej nocy wyprowadzono na ulice miast polskie czołgi, wojsko i milicję. Rozpoczęły się masowe aresztowania, niszczenie własności związkowej, dławiono siłą strajki protestacyjne, polała się krew niewinnych górników „Wujka”. Tragedia narodowa.

Mówią, że historia się powtarza jako farsa. To nie tak: powtarza się też jako kolejna tragedia, tylko w innej scenerii, z udziałem innych aktorów, lecz ofiary cierpią tak samo. Dziewczyna ze złamaną ręką, nastolatek ciągany na komisariat, starsza pani nękana przez policjantów podczas próby przejścia na drugą stronę ulicy, przypadkowa kobieta wracająca nie z demonstracji, tylko z pracy, i zmuszona przez policjantów do rozebrania się do naga na posterunku, kobiety bite pałkami przez tajniaków, posłanka rażona gazem podczas próby wykonywania swych obowiązków.

Te wszystkie incydenty składają się na polityczną i moralną porażkę władzy i policji. Policja zdołała zbudować przez ostatnie lata swój pozytywny wizerunek. Teraz go traci w tempie przerażającym dla obywateli, zwłaszcza chcących szanować prawo i państwo. Ale są też dobre wieści.

Wspaniałą pracę wykonują pro bono adwokaci „Szpili”. Niektórzy wystają do rana przed komisariatami, by udzielać prawnej pomocy zatrzymanym. To zwykle młode osoby, każde wsparcie jest bezcenne. Ale ten dramat ma też skutek mobilizujący. Wbrew temu, co kombinują polityczni decydenci, nie wszyscy dadzą się zastraszyć.

To dla tych młodych doświadczenie pokoleniowe, formujące. Jak dla mojego pokolenia Solidarność, stan wojenny, internowanie w więzieniach własnych obywateli. Jedna z dziewczyn niosła teraz plakat: „Zima wasza, wiosna nasza!”. To było hasło z manifestacji przeciw stanowi wojennemu. Może nie jest tak źle z wolnościowym przekazem międzypokoleniowym.