„Faszystowskie pamiątki Tuska”

Beata Mazurek ściga się w atakach na Tuska z innymi krasomówcami z pisowskiej wierchuszki. Nie ona jedna wrzuca w obieg publiczny niegodne słowa, aby zranić politycznego przeciwnika.

Kiedyś ten polityczny kickboxing uprawiał poseł Tarczyński, teraz na prowadzenie wysunął się minister Czarnek. Nie odpuszcza w tej obrzydliwej konkurencji ziobrysta Kowalski, ten od osławionego już wezwania bojowego przeciwko Unii: weto albo śmierć.

Ma teraz problem: położyć się na łożu śmierci czy konsumować dalej frukta władzy razem ze swym eurofobicznym guru. No i oczywiście wybrali konfitury, czyli „dobro Polski”. Tylko czy premier Morawiecki może tolerować w swym rządzie ministra, który zarzuca mu łamanie konstytucji?

Mazurek puściły nerwy na widok fotki ze spotkania Tuska z liderką Strajku Kobiet Martą Lempart. Oboje w czarnych maseczkach epidemicznych ze znakiem czerwonej błyskawicy. Znak w swej energetycznej prostocie przemawia do wyobraźni, zwłaszcza młodzieży, więc Wydział Propagandy musiał dać odpór.

Nie wysilili się zanadto. W ruch poszły antyniemieckie cepy. Kaczyńskiemu błyskawice skojarzyły się z SS, Mazurek odgrzebała mundur „dziadka z Wehrmachtu”, traktując serio ironię Tuska, i dołożyła „faszystowskie” pamiątki jego rodziny. A że jej wiedza historyczna jest na poziomie premiera Morawieckiego, nie zawracała sobie głowy niuansem, że nazizm a faszyzm to dwie różne odmiany nacjonalistycznego i morderczego szaleństwa.

To jest podszyte kompleksem Tuska i strachem przed protestami kobiet. Kobiet traktowanych pałką i gazem, szarpanych i nękanych przez policję podczas pokojowych demonstracji przeciwko władzy, która je sprowokowała swą polityką. Sięganie w takiej sytuacji po chwyty Jacka Kurskiego oznacza w istocie, że pisowska propaganda goni za własnym ogonem.

To, że Lempart spotkała się z Tuskiem, może zaskakiwać ideologicznie, bo reprezentują różne „rodziny polityczne”. Tusk jest wciąż twarzą chadeckiej centroprawicy, Lempart – obywatelskiego aktywizmu lewicowego i antyklerykalnego. Ale nie powinno dziwić. Różne siły i nurty łączy dziś w Polsce podobny gniew na rządy Kaczyńskiego.

Kwitować ten gniew, ból i obawy o przyszłość kraju wrzutkami w stylu Mazurek to dowód nie tylko bezczelności, ale też popłochu w partii Kaczyńskiego.

Mają władzę, ale nie mają szacunku i zaufania większości obywateli. Widzą to, słyszą i czują, ale trwają w odmowie. To się dla nich może skończyć tak, jak stan wojenny dla PZPR.