Kukiz na bok, gramy dalej!

Polityczne losy Pawła Kukiza są o tyle ciekawe, o ile sygnalizują przetasowania na naszej scenie politycznej. Tę scenę wypełniają głównie liderzy i figuranci obozu obecnej władzy. Nie chce się ich oglądać ani słuchać, ale kanały informacyjne nie mogą ich bojkotować. Jednym z figurantów był Kukiz, kiedyś zdolny muzyk rockowy, który w momencie kryzysu twórczego poszukał dopalacza w polityce. Z opłakanymi dla polityki skutkami.

Kukiz wpuścił do Sejmu skrajną prawicę i Kornela Morawieckiego. Zadał się z grupą „Endecji” Ziemkiewicza, z włoskimi i chorwackimi populistami. Nie doprowadził do przeforsowania JOW-ów w wyborach do Sejmu ani referendów bez progu. Nie potrafił, jak to zwykle bywa z „antysystemowcami”, przekuć swego sukcesu w wyborach prezydenckich i parlamentarnych przed pięciu laty w trwałą pozycję polityczną. Pomógł PSL-owi w wyborach zeszłorocznych zrobić przyzwoity wynik, ale wdał się w jakieś frakcyjne rozgrywki.

Aż w końcu poparł antyeuropejskie weto budżetowe Morawieckiego, stając w jawnej opozycji do ludowców. Był bonusem, stał się balastem. Musiał wylecieć z Koalicji Polskiej i bardzo dobrze, że wyleciał. Dla ludowców, ale niekoniecznie dla polskiej polityki. Prawdopodobnie wzmocni większość sejmową Kaczyńskiego. Z osób, które wprowadził, niektóre przeszły do PiS, inne zostaną przy nim w jakimś odrębnym kole czy klubie. Tylko dwie zaznaczyły jakoś swoją obecność: wicemarszałek Tyszka i posłanka Ścigaj, która w ostatnim czasie wykazała się rozumem politycznym, nie głosując za wetem i nie odcinając się od protestów w obronie praw kobiet. Cała formacja została rozproszona.

Historia polityczna kukistów pokazuje, że antysystemowość albo skazuje taką grupę na bańkę, albo kończy się przyjęciem reguł gry „systemu”, najczęściej przez transformację ruchu w kolejną partię polityczną.

Wbrew pozorom i propagandzie polska scena polityczna nie jest zabetonowana. Przed Kukizem dowiódł tego Janusz Palikot. Dziś ich miejsce ma szansę zająć Szymon Hołownia. Chodzi o ok. 10 proc. wyborców, aktywnych, ale niezdecydowanych. Gotowych przerzucać się z partii na partię, z lidera na lidera, z hasła na hasło. Tylko że 10 proc. nie daje politycznej sprawczości. Skazuje na koalicje. Samodzielność zaczyna się od progu 20 i więcej procent.

Według najnowszych sondaży ten próg przekraczają tradycyjnie PiS i PO/KO, a może i Hołownia. Kukiza przyciągnie magnes pisowski. A Hołownię zapewne magnes antypisowski. Ludowcy i lewica raczej porzucili opcję przymierza taktycznego z Kaczyńskim. Dziś, w dobie pandemii, weta Morawieckiego i Strajku Kobiet to byłoby dla nich samobójstwo. Chcąc nie chcąc, grawitują w orbicie KO i Trzaskowskiego.

W sondażu IBRiS (15 listopada) lewica, ludowcy (jeszcze z Kukizem), KO i Hołownia zgarnęli razem ponad połowę (50,05 proc.) głosów, PiS – 33, skrajna prawica (konfederaci) spadła pod próg. Podobne wyniki mamy w sondażu IBRiS dla Wirtualnej Polski z 29 listopada (tu skrajna prawica wdrapała się nad próg – 5,4 proc.). W badaniu IPSOS – o dwa dni wcześniejszym (27 listopada) – wynik jest korzystniejszy dla opozycji demokratycznej: PiS – 29 proc., KO – 27 (to już różnica w granicach błędu pomiaru), Hołownia – 20, lewica – 10, PSL – pod progiem, Konfa – 9. KO z Hołownią i lewicą mają 265 mandatów, czyli sporą większość. Jednocześnie spada zaufanie do Morawieckiego, a zaufanie do Kaczyńskiego tradycyjnie stoi w dołku.

Gdyby tendencja się utrzymała i wybory odbyły się w przewidywanym terminie w sposób uczciwy, jest o co grać w dobrym tego słowa znaczeniu. Czyli w imię odsunięcia od władzy obecnego obozu z wszystkimi tego pozytywnymi skutkami dla państwa i praworządności, praw obywatelskich, wizerunku i pozycji Polski w UE, ale też dla gospodarki, edukacji, służby zdrowia, klimatu społecznego. Generalnie napięcie mogłoby spaść, nadzieja na normalne życie wzrosnąć. W jakiej formule i z jakim minimum programowym, niech zdecyduje sama demokratyczna opozycja i środowiska obywatelskie.

Paweł Kowal, kiedyś w rządzie Kaczyńskiego, obecnie poseł z listy KO, wieszczy w rozmowie z red. Wrońskim, że nadchodzi czas na odnowę prawicy i partie antyklerykalne. Nazywa ironicznie polityków opozycji „Burbonami”, którzy czekają na upadek Napoleona i restaurację starego porządku. Zdaniem Kowala to płonne nadzieje, bo czeka nas okres sprzątania po Kaczyńskim, długi, pełen wybojów, ataków i kontrataków. Trochę tak jak Amerykę po wygranej Bidena.

Kowal nie precyzuje, gdzie widzi potencjał dla tych nowych konserwatystów, bo przecież nie myśli chyba o formacji Ziobry, którzy nie są żadnymi konserwatystami w takim sensie, jak są nimi konserwatyści niemieccy czy brytyjscy, tylko radykałami zmierzającymi w stronę amerykańskiej alt-prawicy. To raczej polski Jobbik zachodzący PiS od prawej strony pospołu z nacjonalistami. Wrr.

Tylko czy rzeczywiście obecny czas protestów obywatelskich w ogóle sprzyja jakiejś nowej centroprawicy? Bardziej prawdopodobne wydają się przejściowe rządy „wielkiej koalicji” w stylu niemieckim. Tego jeszcze nie próbowaliśmy, a czas po PiS może zachęcać do eksperymentów politycznych w granicach zdrowego rozsądku i bez flirtów z ekstremistami.