Nowackiej gazem po oczach, a abp Gądecki potępia protesty

Posłanka Barbara Nowacka, córka „smoleńska”, mimo pokazania policjantowi legitymacji została potraktowana gazem podczas sobotnich protestów w obronie praw kobiet. Dołączyła do nich, by chronić i wspierać uczestników, gdy dzieje im się krzywda. Sama padła ofiarą policyjnej przemocy.

Wyobraźmy sobie, jakie by były protesty pisowców, gdyby za rządów PO policjant zgazował czy powlókł do suki jednego z nich podczas miesięcznicy smoleńskiej. A gdyby ofiarą tej przemocy padł ktoś, kto stracił bliskiego w katastrofie, protesty byłyby jeszcze ostrzejsze. Dziś rocznic już nie ma, bo PiS jest dzięki nim u władzy, więc przestały być dla nich politycznie użyteczne.

Policja wykonuje polecenia, nie licząc strat wizerunkowych i moralnych, jakie ponosi wskutek swoich działań uderzających w pokojowe i niesprzeczne z prawem protesty obywatelskie. Szarpią i traktują gazem nie tylko posłanki czy posłów (czy ktoś w szkole policyjnej wyjaśnił im, na czym polega praca parlamentarzysty zasługującego na ten zaszczyt i immunitet?), ale też nieprawdopodobnie dzielne aktywistki Strajku Kobiet. I co? Rzecznik policji plecie żenujące głupstwa o potrzebie analizy zachowania nie policjanta, tylko p. Nowackiej!

W ciągu ostatnich miesięcy policja zmarnowała swój autorytet w oczach tej części społeczeństwa, która odbiera te działania, raz mniej, raz bardziej brutalne, ostatnio w stylu białoruskim, jako dowód, że policja się upartyjnia. Zamiast służyć państwu, obywatelom i ich prawom, służy władzy w paskudnej sprawie. Policja bijąca obywateli za nic to jest powrót do PRL stanu wojennego. Okropne jest też nękanie i upokarzanie młodych ludzi. To będzie dla wielu z nich pokoleniowe doświadczenie w kontrze do rządu, policji i Kościoła.

Tego wszystko nie widzi abp Gądecki, szef kościelnej administracji. Pisze list przeciw protestom i w obronie zakazu aborcji. Rażą go wulgaryzmy, ale nie bicie pałkami przez tajniaków. Episkopat pod jego przewodnictwem powtarza błąd policji: zajmuje stronę w sporze o prawa kobiet, obywateli, wolność zgromadzeń i wolność słowa.

I to złą stronę. Antydemokratyczną, antywolnościową, antyobywatelską. I bez odrobiny refleksji nad przyczynami protestów i ich charakteru. Zgorszenie biskupa przypomina zgorszenie przysłowiowego wujka Zenka. Czy wezwał kolegów z episkopatu, żeby jednym głosem potępili wybryki słowne i polityczne byłego księdza, dziś zaprzyjaźnionego z podpalaczem kukły Żyda? Czy wezwał kolegę, abp. Jędraszewskiego, żeby się opamiętał w obsesyjnym piętnowaniu protestujących kobiet i osób LGBT? Czy miał odwagę tak krytykować ks. Rydzyka i jego frakcję w episkopacie, jak krytykuje „wrogów” Kościoła i Jana Pawła II?

Przecież to są wszystko bumerangi, które wrócą i uderzą w Kościół. Francuski niepokorny ksiądz Alfred Loisy, potępiony i ekskomunikowany ponad sto lat temu za „modernizm”, napisał, że Jezus głosił ludziom Królestwo Boże, a przybył Kościół. Może abp Gądecki pamięta tę frazę. Warta jest głębokiej medytacji.