Mają „dość Unii”. Co dalej?

Tyle było szydzenia, że „anty-PiS” nie ma już sensu, a straszenie PiS-em i polexitem nie działa. No i proszę – tygodnik Lisickiego daje na okładkę: „Unii trzeba powiedzieć dość” i dobija kolanem: „Polexit. Mamy prawo o tym rozmawiać”.

Ależ rozmawiamy o tym od lat. Przy każdej okazji, gdy panowie Kaczyński, Ziobro, Duda i Morawiecki mówią do nas językiem jawnie antyeuropejskim. Różnica jest taka, że opozycja od dawna przestrzegała, władza pisowska zaprzeczała, a teraz sama wyznała, że ma Unii dość.

Do niedawna zapewniali, że z Unii nie chcą wychodzić, tylko muszą bronić suwerenności, rzekomo zagrożonej przez „brukselskich urzędników”. Zagrożeniem było wzywanie do przestrzegania praworządności i przygotowania do powiązania wypłat z unijnego budżetu z tą sprawą. Wzywanie słuszne i zgodne z prawem europejskim i polskim. Obecna władza liczyła, że to tylko strachy na Lachy. Ale nadzieja okazała się płonna.

Wtedy wyciągnęli „broń atomową”, czyli szantaż wetem budżetowym. A ekstremiści powiązali weto z otwarciem ich dyskusji o polexicie. Neoendecki publicysta Ziemkiewicz uzasadniał to maksymą: chcesz mieć pokój, szykuj wojnę. No i będzie wojna – ze wszystkimi tego tragicznymi konsekwencjami dla wizerunku i pozycji Polski w Europie i na Zachodzie.

Spełniają się więc przestrogi opozycji demokratycznej, że obecna władza nie kieruje się ani polską racją stanu, ani polskimi interesami. Wezwanie do polexitu jest za to niepokojąco zbieżne z antyzachodnią i antyeuropejską polityką Kremla.

Dziś putinowska Rosja usiłuje destabilizować Zachód i Unię, wykorzystując do tego nie tylko swoją propagandę, ale też ingerując w procesy demokratyczne w państwach Zachodu, od wyborów w USA i Wielkiej Brytanii przez wybory we Francji po wybory w byłych „demokracjach ludowych”. Wspiera antyeuropejską skrajną prawicę i ociąga się z uznaniem prezydenta elekta Bidena.

W tej ostatniej sprawie, bardzo istotnej, bo odejście Trumpa wzmacnia Zachód, podobną taktykę przyjęły nasze władze – na czele z prezydentem Dudą i ministrem Rauem. To wielki błąd, bo odmowa symbolicznego gestu, jakim są jednoznaczne, a nie pokrętne gratulacje dla Bidena, zaciąży na stosunkach Polski z nową ekipą w Białym Domu.

Niech się „zjednoczona prawica” nie łudzi: ekipa Bidena czyta depesze agencji Reutera. I wyrabia sobie obraz sytuacji w Polsce – negatywny. A przecież w interesie Polski – nie mylić z interesem PiS – leżą konstruktywne i partnerskie relacje z USA, zwłaszcza teraz, kiedy powstaje szansa wyjścia z chaosu wywołanego w polityce światowej przez Trumpa i jego naśladowców w Europie. Trump, jak Putin, atakował Unię Europejską. Rosja dąży do odbudowy swych wpływów z tzw. bliskiej zagranicy.

Naśladowcy Trumpa w Europie mają teraz problem, jak się ustawić w nowej, dla nich katastrofalnej sytuacji. Tymczasem zamiast zrewidować politykę, postawić na reset z Białym Domem Bidena, przyjaznego Polsce bezinteresownie, dalej strzelają fochy. Tylko patrzeć, jak będą gryźć palce, kiedy Kamala Harris spotka się ze Strajkiem Kobiet, a Biden z demokratyczną opozycją.

Jest historyczny precedens: wizyta w PRL prezydenta Cartera, który miał transmitowaną na żywo w TVP, a więc poza zasięgiem ówczesnej cenzury państwowej, wielką konferencję prasową, m.in. z udziałem przedstawicieli podziemnej prasy opozycyjnej.

Okładkę tygodnika Lisickiego skomentował publicysta portalu Onet Michał Broniatowski. Nie ma wątpliwości, że odpalenie przez prawicę dyskusji o polexicie zapowiada polexit w takiej czy innej formie. Dziennikarz przypomina, że w referendum akcesyjnym 17 lat temu aż 77 proc. głosujących było za przystąpieniem do Unii, a poparcie dla naszego członkostwa wciąż utrzymuje się na rekordowo wysokim poziomie ponad 80 proc. Tyle samo pytanych w najnowszym sondażu jest za pozostaniem Polski w UE, przeciw jest trochę ponad 10 proc.

„Dla Polski ewentualne wyjście z Unii oznaczałoby gospodarczą klęskę i upadek do roli pionka w geopolitycznej rozgrywce Wschodu z Zachodem. Oznaczałoby zatrzymanie dopływu inwestycji, kosztowną utratę wiarygodności na rynkach finansowych i członkostwa w ogromnej strefie wolnego (czyli zwłaszcza bezcłowego) handlu. Jednak jak pokazuje historia brexitu, z Unii Europejskiej można wyjść, wcale nie dążąc do tego”.

Oczywiście! Broniatowski ma rację. Ale po co oni chcieliby wyjść z Unii? „Być może dlatego, że ta Unia właśnie udowodniła, że nie tylko mówi o kontroli przestrzegania praworządności, ale i wprowadza tę kontrolę w życie. Nikogo bardziej nie lubią władze o autorytarnych ciągotach niż mocny partner, który patrzy im na ręce i sprzeciwia się łamaniu zasad”.

Na szczęście odpowiednie procedury jeszcze nie zostały odpalone. Rząd Morawieckiego, przyciśnięty przez frakcję Ziobry, może jednak zdecydować się na ten desperacki krok, który cofnie nas do czasu wielkiej smuty. Ostatnio modne jest wzywanie do „opamiętania się” w kontekście drążenia pełnej prawdy o roli Jana Pawła II w sprawie kryzysu pedofilskiego w Kościele. Ale „opamiętać się” powinni dziś przede wszystkim wzywający do polexitu.