Szukanie prawdy o Janie Pawle II

Opamiętajcie się – apelują profesorowie polskich uczelni podpisani pod listem w obronie Jana Pawła. Większość nie jest szerzej znana opinii publicznej, niektórzy są, jak np. Hanna Suchocka, była premier i ambasador RP przy Watykanie, członkini renomowanej Komisji Weneckiej przy Radzie Europy.

Mniej znani i znani mają takie samo prawo zabierać głos w sprawie zarzutów wysuwanych przeciwko papieżowi Wojtyle w kontekście zmowy milczenia w Kościele dotyczącej pedofilii w jego szeregach. Nie musimy się zgadzać z listem, lecz z uwagi na powagę sprawy, bieżące wydarzenia i rolę społeczną wykładowców akademickich powinniśmy wiedzieć, czego bronią autorzy apelu. Tego wymaga autentyczna debata publiczna.

W apelu czytamy: „Imponująco długa lista zasług i osiągnięć Jana Pawła II jest dziś podważana i przekreślana. Dla młodych ludzi, którzy urodzili się już po jego śmierci, zdeformowany, zakłamany i poniżony wizerunek papieża może stać się jedynym znanym.

Apelujemy do wszystkich ludzi dobrej woli o opamiętanie. Jan Paweł II, jak każda inna osoba, zasługuje na to, żeby mówić o nim rzetelnie. Oczerniając i odrzucając Jana Pawła II, czynimy wielką krzywdę nie jemu, ale sobie samym. Pokazujemy w ten sposób, że nie mamy szacunku dla dziejowych dokonań i najjaśniejszych kart w naszej współczesnej historii. Jeśli takie ich traktowanie nie zostanie powstrzymane, to z czasem pozostaną nam w świadomości tylko klęski i momenty hańby Rzeczpospolitej, obraz z gruntu nieprawdziwy, jednak z wszystkimi tego konsekwencjami. A z nich najpoważniejszą stanie się przekonanie następnego pokolenia, że nie ma żadnego powodu, by wspólnotę z taką przeszłością podtrzymywać”.

No właśnie. To jest sedno obecnego sporu o JPII: czy jego zasługi, moim zdaniem niepodważalne, mogą być oddzielane od jego błędów? Nie tylko tych dotyczących spraw kardynałów McCarricka, Lawa czy Groera i abp. Paetza, ale też popełnianych odnośnie do Kościoła w Polsce po 1989 r., kiedy z centrum przesuwał się ku prawicy kościelnej i narodowo-katolickiej. Dziś zbieramy złe żniwo tego aspektu pontyfikatu Karola Wojtyły. Część pozytywna pada ofiarą przechwycenia przez prawicę „narracji” o jego pontyfikacie. Inne środowiska polityczne i ideowe, także w polskim katolicyzmie, przegrały.

Czy sygnatariusze apelu tego nie widzieli? Czy reagowali wcześniej na tę operację? Na wcześniejsze krytyczne i ostrzegawcze doniesienia mediów światowych i krajowych o roli Jana Pawła II w sprawie pedofilii w Kościele? Brak takich reakcji, nie tylko ze strony ultrakatolickiej, doprowadził do obecnego kryzysu w stosunkach społeczeństwa, zwłaszcza młodego, z Kościołem. W niedawnym sondażu na zamówienie „Rzeczpospolitej” zero (!) procent pytanych w wieku 18-29 lat oceniło pozytywnie radzenie sobie Kościoła z pedofilią, a 97 proc. oceniło źle lub raczej źle.

Za to w tej samej najmłodszej grupie wiekowej pontyfikat Jana Pawła II oceniło pozytywnie aż 96 proc. Co z tego wynika? Chyba to, że ci młodzi ludzie właśnie oddzielają błędy papieża Wojtyły w sprawie zarządzania kryzysem pedofilskim od jego zasług. Nie zmienia to faktu, że z błędami mamy poważny kłopot. Po pierwsze, jest ich seria, a to rodzi pytanie o współodpowiedzialność. A po drugie, w systemie watykańskim, który jest rodzajem monarchii absolutnej, można mówić o odpowiedzialności monarchy absolutnego za wszystko, co się w jego państwie dzieje.

Jan Paweł II zgodził się na udzielenie kard. Lawowi schronienia w Watykanie. Kard. Groera zmusił do wycofania się z życia publicznego, ale nie odebrał mu kardynalatu, podobnie jak Lawowi. Nie odblokował śledztwa przeciwko „legioniście Chrystusa” Macielowi Degollado. Mimo wielu prób zwrócenia mu uwagi na molestowanie kleryków przez abp. Paetza podjął działanie dopiero po osobistej interwencji Wandy Półtawskiej. Przyjął dymisję metropolity, nałożył sankcje kościelne, lecz Paetz ich nie przestrzegał i nie wszczęto przeciw niemu żadnego śledztwa.

Najgłośniejszy dziś błąd papieża, dotyczący sprawy McCarricka, doczekał się radykalnej korekty dopiero ze strony drugiego już następcy Wojtyły na urzędzie papieża. Franciszek nie zawahał się przed pozbawieniem Amerykanina tytułu kardynalskiego i wydaleniem go ze stanu kapłańskiego. Decyzja JPII, aby McCarricka dopuścić do wysokich godności kościelnych, była błędem, z tym zgadzają się chyba wszyscy w Kościele i poza nim.

Nie ma natomiast zgody w sprawie zarzutów przeciwko Wojtyle, że tuszował pedofilię w Kościele. Dla krytyków polityki JPII argument, że został on wrobiony przez biskupów amerykańskich, nie jest do końca przekonujący. Widzą w nim próbę ucięcia tematu i przerzucenia odpowiedzialności. Część amerykańskich katolików domaga się po raporcie watykańskiego Sekretariatu Stanu o McCarricku zaprzestania upamiętniania Jana Pawła II, a nawet jego dekanonizacji. Dla nich zasługi Wojtyły nie mogą być usprawiedliwieniem jego kultu, gdyż nie chcą i nie potrafią w swych sumieniach oddzielić ich od jego błędów.

Odczarowanie papieża Wojtyły trwa i u nas. Bolesne dla wielu, zdrowe i wyzwalające również dla wielu. Zmieniło się tyle, że dążenie do prawdy, o które apelują autorzy listu, ma dziś nową odsłonę. Radykalną, niechętną ważeniu racji, pełną gniewu i moralnej paniki po obu stronach sporu. Na jednej szali mamy mit i autorytet JPII, jego pontyfikat jako dobro narodowe, na drugiej – wezwanie do nowej narodowej debaty o papieżu i Kościele w bardziej krytycznym, mniej sentymentalnym wydaniu. Nie lękajmy się debaty i szukania prawdy.