Sikorski kontra Kowalski. Budżet albo śmierć

Kiedyś Jan Rokita grzmiał: „Nicea albo śmierć!”. Dziś pisowscy politycy zapowiadają konfrontację z Unią pod hasłem „Budżet albo śmierć”. Cholera, jeszcze tego Polsce trzeba? Były minister spraw zagranicznych, obecnie deputowany do Parlamentu Europejskiego, przerwał słowotok wiceministra Kowalskiego, członka frakcji Ziobry, waląc prawdę prosto w oczy: występujecie przeciwko polskiej racji stanu i naszym interesom narodowym.

Pojedynek słowny na sejmowym korytarzu Sikorski sprowokował, wykorzystując briefing wiceministra do wrzucenia do mediów swego komentarza na temat nieszczęsnego weta zapowiedzianego przez Morawieckiego (i Orbána). Weto, jeśli się zmaterializuje na szczeblu szefów rządów, skomplikuje przyjęcie nowego budżetu i covidowego planu ratunkowego dla państw unijnych.

Oglądałem dzienniki europejskich kanałów informacyjnych zaraz po zapowiedzi ambasadorów Polski i Węgier, że choć merytorycznie budżet i nowy „plan Marshalla” akceptują, to odrzucają powiązanie go z przestrzeganiem praworządności w rozumieniu przyjętym przez 25 państw członkowskich.

Wiadomość o wecie przyjęto z konsternacją: jak oni mogą! Przecież Europa jest w pilnej potrzebie ekonomicznej, a projekt budżetu i planu rekonstrukcji gospodarczej ma poparcie większości w Parlamencie Europejskim i Komisji Europejskiej. Weto do końca zniszczy wizerunek Polski pod rządami wicepremiera Kaczyńskiego. Setki milionów obywateli UE, w tym Polski, będą klęły w żywy kamień Polaków i Węgrów jako hamulcowych.

W grę wchodzi dobrze ponad bilion euro, Polska ma dostać w sumie 170 mld. Unia sobie poradzi, my zostaniemy z ręką w nocniku. A wszystko po to, by bronić chaosu w państwie, polityce zagranicznej, gospodarce pod sztandarem obrony rzekomo zagrożonej suwerenności. Suwerenność jako usprawiedliwienie łamania zasad wspólnoty, do której wstąpiliśmy suwerennie, za zgodą większości obywateli. Cóż za grymas historii, że dzisiaj tę suwerenną decyzję narodu obecna władza podważa, używając nikczemnych chwytów w interesie nie obywateli, tylko własnym i w ramach rozgrywek frakcyjnych o schedę polityczną po Jarosławie Kaczyńskim.

Nic mnie nie obchodzi szarpanie się ministra Ziobry z premierem Morawieckim. Obchodzi mnie dobro Polski. Uważam, że obrona praworządności mu służy, a jej wypaczanie – niszczy. Praworządność jest zasadą państw demokratycznych, jej ograniczanie i likwidacja jest nie do pogodzenia z zasadami Unii. Unia nie tylko ma prawo, wynikające z traktatów dobrowolnie przyjętych przez państwa członkowskie, ale i obowiązek temu się przeciwstawiać. Bez praworządności nie ma demokracji, praw człowieka, wolności gospodarczej.

Pojedynek między Sikorskim a Kowalskim miał wymiar symboliczny. Starły się dwa podejścia. Kowalski to Polska według wyobrażeń Trumpa, wyizolowana i konfliktogenna, Sikorski to Polska współpracująca z sąsiadami i ważny członek Unii, zgodnej z wyobrażeniami ojców założycieli wspólnoty europejskiej. Polscy trumpiści gardzą Unią jako wspólnotą wartości europejskich, potrzebna jest im tylko unijna kasa i wspólny rynek. Ich oponenci szanują Unię najpierw jako projekt ideowo-polityczny, stworzony i urzeczywistniany we współpracy chadeków, liberalnej, umiarkowanej prawicy, socjaldemokratycznej lewicy, zielonych.

To dzięki niej kraje członkowskie windują się na wyższy poziom cywilizacyjny, czerpią korzyści materialne i wymieniają się swobodnie dobrami niematerialnymi, takimi jak edukacja, kultura, radość poznawania innych społeczeństw, tradycji, zwyczajów. Czemu oni chcą to wszystko zniszczyć, zniesławić, odebrać nam tylko dlatego, że Unia nie chce u siebie piątej kolumny antyeuropejskiej i antydemokratycznej, której bliżej do zamordyzmu Łukaszenki niż do cywilizacji zachodniej?

Czemu tylu ludzi nabiera się u nas na ten kiepski teatrzyk polityczny, z Ziobrą i Kaczyńskim jako pogromcami krzyżactwa? A przecież nawet Słowacja, nasz sąsiad, tyle że z euro jako walutą, członek minibloku wyszegradzkiego, weta nie popiera i nie uważa za bezzasadne wiązania funduszy unijnych z poszanowaniem rządów prawa, oraz zapowiada, źe będzie namawiać Polskę i Węgry do odpuszczenia.

Dla mnie wstąpienie wolnej Polski do tej wspólnoty i udział naszego państwa w „marzeniu europejskim” był najwspanialszą, obok powstania Solidarności i odrodzenia się niepodległego państwa polskiego, rzeczą publiczną, jaka zdarzyła się w moim dorosłym życiu. Weto uważam za błąd polityczny, który przyniesie skutki odwrotne do zamierzonych przez obóz Kaczyńskiego i Ziobry. I za zerwanie solidarności z większością Polaków i obywateli innych państw unijnych w tak trudnym dla wszystkich momencie pandemii. To więcej niż błąd. To pokazanie „faka”.

Faka Unii, a zarazem opozycji i wyborcom nie głosującym na PiS, pokazał premier Morawiecki podczas niebywałego środowego wystąpienia w Sejmie. Do cna zakłamanego, otwarcie i agresywnie antyunijnego, zwiększającego prawdopodobieństwo walnięcia czterystu milionów obywateli UE polsko-węgierską pałką weta budżetowego.

Bo nie łudźmy się, to nie jest tylko nowomowa na użytek wewnętrzny. To jest zapowiedź zaostrzenia kursu w stosunkach tej władzy z Unią przy założeniu i w poczuciu, że jest i pozostanie bezkarna. Gdy oni mówią o suwerenności to mają właśnie na myśli bezkarność dla siebie i ich nomenklatury.

Gdy mówią o podwójnych miarach Unii, to mają na myśli podwójne miary, jakie stosują od pięciu lat w Polsce, dzieląc społeczeństwo i stygmatyzując niezależnych sędziów, którzy stosują jedną miarę praworządności, bo tak każe prawo polskie i europejskie. Gdy bredzą, że taka Unia nie ma przyszłości, to przygotowują swoją bazę do polexitu. Zarówno polexit, jak i weto są dla nich tylko środkiem do chronienia siebie i swoich interesów.