Nie strzelajcie do Rafała

Są pierwsze sondaże powyborcze, które potwierdzają, że Rafał Trzaskowski wyrósł na lidera obozu demokratycznego, a Platforma Obywatelska zachowuje pozycję na scenie politycznej jako druga po PiS siła w obecnej polityce polskiej.

Ruch Szymona Hołowni zajmuje trzecie miejsce. W tym trójkącie będzie teraz toczyła się walka przed wyborami parlamentarnymi za trzy lata. Byłoby lepiej dla Polski, gdyby Hołownia nie walczył z Trzaskowskim, tylko z nim współpracował, bo obaj będą celem ataków i prób przekupstwa politycznego ze strony obecnej władzy.

Trzaskowski jest, niestety, nadal atakowany także ze strony najmniej spodziewanej. Słyszymy, że jego ruch jest przeciw Hołowni. Czytamy, że wielu wyborców wrzucało głos na Trzaskowskiego do urny jedną ręką, a drugą zasłaniało nos. Takie wypowiedzi, bez żadnego dowodu, z pominięciem wypowiedzi samego Trzaskowskiego o wymowie wprost przeciwnej, mogą tylko rozbijać obóz demokratyczny i demobilizować jego zwolenników.

Tymczasem potrzebna jest współpraca. Jasno to potwierdzają pierwsze wydarzenia po drugiej turze. Wygrana Andrzeja Dudy, choć nieznaczna, dała napęd prawicy. Mamy zapowiedzi, że rząd Morawieckiego szykuje się do wypowiedzenia konwencji Rady Europy broniącej kobiet przed przemocą w rodzinie. Tu nie o obronę rodziny chodzi, tylko o neutralizację skrajnej prawicy.

Wbrew prawicowej propagandzie konwencja stambulska nie uderza w etykę chrześcijańską i nie stwierdza, że chrześcijaństwo jest źródłem tej przemocy. Jeśli już, to uderza – słusznie – w praktyki w niektórych społecznościach muzułmańskich. Takie jak tzw. honorowe zabójstwa kobiet traktowanych jako własność mężczyzn w ich rodzinach lub tolerowanie genitalnych okaleczeń dziewczynek.

Inny przykład. Do Sejmu trafił kuriozalny projekt zakazujący zabawy z okazji Halloween. Czytamy w nim, że „kto w dniu 31 października danego roku kalendarzowego przebiera się za straszną postać, w szczególności za kościotrupa, czarownicę, wampira, diabła lub inną kojarzącą się z piekłem istotę, podlega karze ograniczenia wolności lub aresztu na okres nie krótszy od 15 dni. (…) Kto w dniu 31 października chodzi i puka po mieszkaniach, prosząc o cukierki lub ostrzegając przed popełnieniem złośliwego żartu – podlega karze grzywny w wysokości co najmniej 500 złotych lub karze ograniczenia wolności”.

Nie jest to nowość na naszym froncie wojny kulturowej, bo Halloween i tzw. walentynki od lat są na prawicy politycznej i kościelnej atakowane jako rzekome infiltracje antychrześcijańskie, rozmywające naszą narodową tożsamość. Nie jest to nowość, a jednak bulwersuje. To ten sam chwyt co straszenie LGBT czy eutanazją. Szczucie.

Ciekawe, że kiedy dwa lata temu ówczesny poseł PO (w zeszłym roku wycofał się, może i słusznie, z działalności politycznej) Adam Korol, przez pewien czas minister sportu w rządzie Ewy Kopacz, zadał ministerstwu edukacji dziwne pytanie, czy dla Halloween i walentynek może być miejsce w polskiej szkole, otrzymał od resortu oświaty pokrętną odpowiedź. W zasadzie na nie: nie ma dla nich miejsca w programie szkolnym, ale można o nich wspominać w ramach „poznawania innych kultur”, odpisała ówczesna pisowska wiceminister Marzena Machałek.

Kto mieszkał lub mieszka w Stanach czy Wielkiej Brytanii, patrzy na taką korespondencję na szczeblu państwowym z osłupieniem. Naprawdę nie mają większych zmartwień niż doszukiwanie się jakiegoś drugiego dna w zabawach dziecięcych i świadczeniu sobie serdeczności? Od tych zabaw polska oświata publiczna się nie zawali, tylko od obecnego chaosu wywołanego osławioną reformą minister Zalewskiej. Wrzutki z konwencją i Halloweenem zapowiadają kontynuację ideologicznego ultrakatolickiego kursu obecnej władzy.

A jednocześnie ci „obrońcy rodziny, tradycji i wartości chrześcijańskich” odwracają głowy, gdy prezes TVP po raz drugi bierze ślub kościelny, rozstawszy się po wielu latach z pierwszą żoną, z którą ma dzieci. Dzieje się to za zgodą Kościoła. Jak na takie zgorszenie mają reagować rozwiedzeni praktykujący katolicy, którym odmawia się sakramentów z tego powodu? Kto tu uderza w rodzinę?

Słyszymy też inne pomruki dotyczące spraw kluczowych: niezależności mediów i samorządów od władzy politycznej, organizacji społeczeństwa obywatelskiego, naszej polityki europejskiej. Wszędzie współpraca z Rafałem Trzaskowskim wydaje się racją bytu obozu prodemokratycznego.

17 lipca Trzaskowski ogłosił w Gdyni powstanie ruchu Nowej Solidarności, 5 września ma się odbyć jego zlot z udziałem chętnych. Ruch to formuła szersza niż partyjna, czyli adresowana także do sceptyków, którzy nie widzą dla siebie miejsca w obecnych partiach politycznych. Trzaskowski zachęca ich, żeby się zapisywali do PO i zmieniali ją od środka.

Tak można odbudować jej wizerunek, pozbyć się „negatywnego elektoratu”. Sam od partii oczywiście się nie odcina, ale widzi, że potrzebuje ona głębokiej reformy i nowego programu, może nawet zmiany nazwy i wpuszczenia świeżej krwi do jej szeregów na wszystkich szczeblach.

Nie ma dojrzałych demokracji bez partii politycznych, same ruchy nie wystarczą. Ale dziś w Polsce potrzebna jest ich współpraca w obronie samej demokracji przed zapędami różnych zwolenników zamordyzmu, rządów „silnej ręki”, wrogów społeczeństwa obywatelskiego. Te zapędy mogą uderzyć nie tylko w zwolenników Trzaskowskiego, ale też Bosaka, Biedronia, Kosiniaka-Kamysza. Mogą zagrozić każdemu obywatelowi, jego bezpieczeństwu nie tylko na polu jego praw, ale też interesów ekonomicznych i socjalnych, gdy załamią się finanse publiczne i rozhula recesja z inflacją.

Czemu działacze obozu prodemokratycznego nie mówią w tej zasadniczej sprawie jednym dobitnym głosem, zawsze i wszędzie? Przecież Hołownia, Biedroń, Kosiniak-Kamysz chyba zgadzają się co do zasady z Trzaskowskim? Zamiast strzelać do Trzaskowskiego i PO, powinni usiąść z nim do stołu do poważnej rodaków rozmowy. Wynik drugiej tury i przebieg całej kampanii prezydenckiej to całkiem nowy rozdział w naszej politycznej historii.

Rafał Trzaskowski to dostrzega i wydaje się gotowy do takiego dialogu. W powyborczej rozmowie z „Gazetą Wyborczą” deklaruje jasno: „Jeżeli lewica, PSL czy Szymon Hołownia, nie tracąc własnej niezależności, zechcą się włączyć, wzmocnić opozycję, utrzymać ruch obywatelski, będzie super. Jeśli będą się obrażać, szukać zwady, to ich decyzja. Ja się z nikim, kto walczy z opresyjnym państwem PiS, wadzić nie zamierzam”. I tak jest dobrze, Panie Rafale!