Głowa do góry, idziemy dalej

Wiem, smutno patrzeć, jak nasz kandydat przegrywa. Nawet jeśli przegrywa nieznacznie i w pięknym stylu. Na dodatek wygrywa w większej liczbie województw niż jego rywal, a mimo to nie wchodzi na najwyższe miejsce na podium. A jednak głowa do góry.

Teraz obóz Trzaskowskiego ma jedno wielkie zadanie: nie zmarnować kapitału społecznego zgromadzonego w kampanii prezydenckiej. Trzeba go dowieźć do wyborów parlamentarnych mimo wściekłych ataków, jakie obóz Trzaskowskiego będzie musiał w tym czasie odpierać. Wybory (parlamentarne) mają być za trzy lata, to w polityce bardzo długo, albo tuż-tuż. Zależy od kondycji opozycji i władzy i mobilizacji obywateli po obu stronach naszego fundamentalnego sporu o Polskę. Dziś dzieli on aktywny elektorat pół na pół, więc pozostaje nierozstrzygnięty.

Kierunek ataków sygnalizuje pisowski prominent Janusz Kowalski, współpracownik Jacka Sasina, tego od majowych „wyborów”, które miała przeprowadzić Poczta Polska. Oto „plan” Kowalskiego ogłoszony na Twitterze: „10 mln Polaków oddając głos na Andrzeja Dudę, głosowali na WIARYGODNOŚĆ. Na nic jęki III RP – dotrzymamy słowa: NIE dla Green Deal, repolonizacja mediów, reprywatyzacja, reforma wymiaru sprawiedliwości i samorządu terytorialnego – czas na rozbicie wielkomiejskich księstewek PO!”.

To zapowiedź ofensywy Kaczyńskiego po wygranej Dudy. Kowalski nie wymienił „reformy” Senatu, a na tym polu należy spodziewać się ataku najprędzej. No i oczywiście w swym peanie dla Dudy pominął, że drugie 10 mln Polaków głosowało na Trzaskowskiego. To chwyt z gatunku: tylko wyborcy PiS są Polakami. Najłatwiej ich nie zauważać, chyba że masowo przypomną o sobie pisowskiej władzy, wtedy się ich obraża i szykanuje, ale czasem robi krok w tył. Ale zepchnąć ich na margines się nie uda w tak dużym kraju jak Polska.

Dłużej klasztora niż przeora, a przeor już po siedemdziesiątce , młodych i szerokiego świata nie rozumie, żyje w politycznej samokwarantannie i marzy mu się Polska jako katolicki skansen narodowy z epoki przedsoborowej i przedunijnej, choć powrotu do niej nie ma, nawet przy użyciu przemocy.

Tymczasem Rafał Trzaskowski jest postacią symbolem: alternatywą dla rządów Kaczyńskiego. Wyrósł podczas kampanii na lidera milionów obywateli, którzy tych rządów nie chcą. Wielu z nich to nie są wyborcy Platformy Obywatelskiej i nie było dla nich takie ważne, że Trzaskowski jest jej wiceprzewodniczącym, co z maniakalnym uporem podkreślała propaganda rządowa, a także, niestety, Hołownia i Kosiniak-Kamysz, tak jakby mimo deklaracji wyborczych bardziej zależało im na zniszczeniu PO/KO niż na odsunięciu Dudy i Kaczyńskiego od władzy.

Polityczna mantra o „duopolu” i „symetryzmie” miała im pomóc wejść do finału, ale wyborcy ją odrzucili, głosując na pana Rafała. Głosowali na niego nie dlatego, że należy do kierownictwa PO, ale dlatego, że chcieli zmiany, a on ją dla nich uosabiał. To jest największe zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego. Zmobilizował 10 mln obywateli, wśród których członkowie PO stanowili tylko ułamek. Zmobilizował część młodzieży i znaczną część elektoratu miejskiego. Jego wizja Polski była dla nich bardziej atrakcyjna niż Dudowa wizja Polski „wolnej od LGBT”, hołdy składane o. Rydzykowi i strachy na Lachy w kazaniach abp. Jędraszewskiego i jego braci w biskupstwie. Druga kadencja Andrzeja Dudy przyspieszy oddolną laicyzację naszego społeczeństwa.

Istotą obecnego sporu o Polskę nie jest konflikt o władzę między PO i PiS, tylko obawa, że obóz Kaczyńskiego w przymierzu z władzą kościelną prowadzi kraj na manowce, wykorzystując złe emocje i fałszywe argumenty. Obrzydliwym zwieńczeniem tej kampanii po stronie pisowskiej była insynuacja Kaczyńskiego, że Trzaskowski nie jest w istocie Polakiem. Po takie wykluczające chwyty sięgają tylko ekstremiści przyparci do muru lub owładnięci obsesją na punkcie politycznych rywali.

Trzaskowski ani razu nie posunął się do takich zaczepek w swej kampanii. Nigdy nie przekroczył czerwonej linii w debacie politycznej. Nie powiedział, że PiS to nie ludzie, tylko ideologia. Był twardym krytykiem, ale nie wykluczył konstruktywnej współpracy z obecną władzą. A Kaczyński to ignorował, strasząc elektorat, że wygrana Trzaskowskiego oznacza chaos w państwie. Chaos w państwie? Przecież to dzieło Kaczyńskiego i jego ludzi, bo to oni rządzą od pięciu lat, a nie opozycja, a wszystkie jej korekty ich polityki odrzucają. Prezydentura „niezłomnego i stabilnego” Dudy ma w ten chaos znaczący wkład, a wygrana Trzaskowskiego mogła pomóc w opanowaniu kryzysu państwa i prawa pod rządami Kaczyńskiego.

Niektórzy uważają, że Trzaskowski popełnił błąd, nie przybywając na „debatę” w Końskich z prezydentem Dudą. Owszem, mogło być tak, że zarobiłby wtedy jakieś punkty w elektoracie pisowskim czy niezdecydowanym. Wyszedłby na wojownika nielękającego się samotnie wejść do jaskini lwa. W końcu większość obywateli życzyła sobie debaty twarzą w twarz. Ale Trzaskowski miał za sobą doświadczenie, jakim był jego udział w ustawce TVP przed pierwszą turą. Ani on, ani jego sztab nie mogli być pewni, czy w Końskich nie czyha na Trzaskowskiego podobna pułapka, jakiś medialny lincz, mający wystawić go na pastwę publiczności i pokazać możliwie – a takie możliwości TVP Kurskiego ma duże – od najgorszej strony. I zgodnie z wytyczną Kaczyńskiego, który już w środku kampanii napiętnował Trzaskowskiego jako pozbawionego kompetencji prezydenckich.

Co było, to było. Teraz liczy się to, co będzie. Czy Trzaskowski i jego ludzie odparują ciosy szykowane przez PiS według recepty ministra Kowalskiego? Nie wydaje się to intelektualnie trudne, a recepta może tylko dalej mobilizować obywateli, jak choćby hasło odrzucenia walki ze skutkami globalnej zmiany klimatycznej. Albo hasło „repolonizacji” mediów. I, oczywiście, „reformy samorządów” pogardliwie nazwanych „księstewkami PO”, czyli ich obezwładnienia. Zaledwie dzień od drugiej tury, a pisowcy już zapowiadają szturm na bastiony elektoratu Trzaskowskiego.

I jeszcze drugie ważne pytanie: jak obóz Trzaskowskiego chce utrzymać przy sobie 10 mln jego wyborców w drugiej turze? Nie mogą się łudzić, że wszyscy zostaną, ale wystarczy, że zostanie połowa. I że PO/KO zbierze się wkrótce na wielkiej naradzie działaczy i wyborców, koniecznie też młodych, i uradzi, jak koalicja Budki, Nowackiej i Szłapki ma się przeorganizować po przegranej bitwie, aby wygrać za trzy i za pięć lat. Historia dzieje się 24 godziny na dobę.