Basują Bosakowi

Nie tylko prezydent Duda, ale też Rafał Trzaskowski szuka głosów poparcia w niszy politycznej nazywanej Konfederacją. Jeśli chodzi o Trzaskowskiego, rodzi to dylemat. Bo część jego wyborców z pierwszej tury nie może tych awansów przełknąć. Cóż, polityka w działaniu, szczególnie wyborcza, nie zawsze pachnie różami.

Oba sztaby mają jedno zadanie: doprowadzić swego kandydata do wygranej. Miejmy nadzieję, że oboma kieruje też zasada, że cel nie uświęca zawsze środków. Tak czy inaczej – pokusa jest zrozumiała. „Grzeczny chłopak” – tak ponoć nazywają Krzysztofa Bosaka niektórzy jego polityczni koledzy – zdobył 28 czerwca poparcie ponad miliona wyborców. I od razu zaczął uprawiać grubo szytą propagandę sukcesu. „Trzecia siła polityczna?”. Wolne żarty. Jeśli już, to tak może się chwalić sztab Szymona Hołowni (2,7 mln głosów). Pod warunkiem że nie zmarnują tego kapitału, jak Palikot czy Kukiz.

Ale teraz obaj rywale muszą zrobić wszystko, aby przechylić szalę na swoją korzyść w drugiej turze. Ich sztabowcy nie mogą pominąć miliona wyborców Bosaka. Nie ma żadnej pewności, czy ich awanse do konfederatów się powiodą, ale muszą próbować. Taka jest logika polityczna drugiej tury, że nikogo nie mogą odpuścić, jeśli nie są pewni wygranej swego kandydata. A nie są.

Wyborcy Bosaka to pospolite ruszenie nacjonalistów, dogmatycznych wolnorynkowców, antyszczepionkowców, euro- i homofobów, a także wrogów uczestnictwa kobiet w życiu politycznym, „demoliberałów” i „lewactwa”. Miliony lat świetlnych od wyborców Trzaskowskiego.

Chyba tylko jedna cząstka tej mieszanki może dać się skusić Trzaskowskiemu: drobni przedsiębiorcy, którzy od lat szukają i nie znajdują swojej reprezentacji, a jeśli znajdują – jak było z Kukizem – to ją tracą. I to do tej części elektoratu Bosaka wyciąga rękę Trzaskowski. Czy zostanie przyjęta? Na razie guru od statystyk wyborczych twierdzą, że większość głosujących na Bosaka zagłosuje w drugiej turze, o ile w ogóle zagłosuje, na Dudę. Skórka może się okazać niewarta wyprawki. Ryzyko jest wielkie. Więcej Trzaskowski może się spodziewać po wyborcach Hołowni i Kosiniaka, a w końcu i Biedronia (mimo że kiedyś powiedział, że podkochiwał się w Bosaku). Ale i tu nie ma pewności, czy i jak zagłosują.

Sztabowi Dudy może pójść lepiej. Celem obozu Kaczyńskiego jest nie tylko reelekcja najgorszego od 1989 r. prezydenta, lecz także polityczna neutralizacja skrajnej prawicy, która dziś skupia się wokół Bosaka. Wieść gminna głosi, że mur między nimi trudno będzie przebić. W końcu Bosak wystawiał w kampanii bardzo złe świadectwo rządom „zjednoczonej prawicy”.

Przykładem niech będzie fragment sejmowego wystąpienia Bosaka w maju 2020 r.: „Byłem pierwszym posłem, który tutaj, w trakcie nocnoporannych obrad nad tarczą antykryzysową, wypomniał premierowi Morawieckiemu, byłemu prezesowi banków i człowiekowi wywodzącemu się z sektora bankowego, który jako bankowiec przez wiele lat doradzał premierowi Tuskowi, a dopiero później zadał się z Jarosławem Kaczyńskim i został nominowany na ministra finansów, później na premiera, przypomniałem i wypomniałem premierowi, że w tarczy antykryzysowej nakładane są obowiązki na wszystkich: na obywateli, na przedsiębiorców, na administrację, a jest tylko jeden sektor w Polsce, na który nie są nakładane żadne nowe zobowiązania. To sektor bankowy”.

Dziś Bosak uchyla się odpowiedzi, na kogo zagłosuje. Przypuszczam, że odda głos celowo nieważny. Tak naprawdę jego hasła programowe są po prostu autorytarne, jak choćby pragnienie silnego centralnego ośrodka władzy wykonawczej. Dla Trzaskowskiego, który w kampanii otacza się samorządowcami, to musi brzmieć strasznie, bo zapowiada ograniczanie roli samorządów, a w konsekwencji nowoczesnej demokracji, która samorządność promuje.

Powinno też brzmieć strasznie dla szczerych socjaldemokratów i chadeków, nie tylko dla umiarkowanych liberałów kulturowych i ekonomicznych, jak sam Trzaskowski. Ostatnie słowo należy jednak do niego. Ma swój plan na wygraną i zapewne zdaje sobie sprawę z wszystkich „za” i „przeciw” basowaniu Bosakowi. No i oczywiście do samych wyborców Bosaka.

W sukurs Trzaskowskiemu przyszedł Roman Giertych, postać znacząca w polskiej polityce po stronie narodowo-prawicowej, niegdyś polityczny mentor Bosaka, dziś nawrócony z eurosceptycyzmu i niechęci do „obcych” na otwarty umiarkowany nowoczesny konserwatyzm. Ostrzegł konfederatów, że PiS ich zniszczy po wygranej Dudy, i zaapelował: „Idźcie na wybory i zagłosujcie na Trzaskowskiego, mimo że się z nim totalnie nie zgadzacie. Od waszego wyboru może zależeć przyszłość Polski na wiele dziesięcioleci. Idźcie i pogońcie PiS z Pałacu Prezydenckiego”. Dziwny jest ten świat.