Nigdy z Gowinem nie wchodźcie w alianse

Polska znów nierządem stoi. Niektórzy naiwnie wierzyli, że Gowin dogada się z opozycją, a tymczasem dogadał się z Kaczyńskim. Uratował swą kanapową partię, satelitę PiS, przed rozłamem i siebie przed wypadnięciem z politycznych rozgrywek w obozie władzy. Wykorzystał małe poparcie Polaków dla głosowania Sasina i dobrą wolę liderów opozycji, aby spróbować z jego pomocą je utopić.

Opozycja, a głównie Koalicja Obywatelska, dopięła swego wraz z samorządowcami: głosowania 10 maja nie będzie. Ale nie ma pewności, czy nie dojdzie do niego np. za dwa tygodnie. Bo i z Kaczyńskim nie warto wchodzić w żadne alianse. Gowin nie ma gwarancji, że deal zostanie dotrzymany przez „szeregowego posła”.

Ten deal oznacza, że Polska wprawdzie uniknie śmiercionośnego plebiscytu 10 maja, ale za cenę defenestracji praworządnej demokracji konstytucyjnej. Wyleciała ona przez okno z biura Kaczyńskiego i spadła na bruk przy Nowogrodzkiej, niczym fortepian Chopina wyrzucony przez carskich kozaków.

Kaczyński rozgrywa swą partię od lat dwoma podstawowymi metodami. Metodą siania chaosu i metodą salami. Sieje chaos, by potem zrobić krok w tył i patrzeć, jak naiwni cieszą się, że jednak nie wprowadził dyktatury. Całkiem jak w znanej przypowieści o kozie rabina. Rabin poradził skarżącemu się na ścisk w mieszkaniu, aby wprowadził do domu jeszcze kozę, a po pewnym czasie ją wyprowadził, a wszyscy domownicy odetchną z ulgą.

Metoda salami polega na stopniowym odkrawaniu kawałek po kawałku konstytucyjnych zabezpieczeń przed rozbrojeniem systemu demokratycznego. Ostatnim krokiem w tym kierunku, po przejęciu kontroli politycznej nad Trybunałem Konstytucyjnym i Państwową Komisją Wyborczą i po „deformie” sądownictwa, jest obezwładnienie Sądu Najwyższego, do czego Kaczyński wyznaczył Zaradkiewicza. Ten ruch zbiega się z dealem z Gowinem, a cel jest jeden: konsolidacja totalnej władzy w rękach Kaczyńskiego i unicestwienie demokratycznej opozycji parlamentarnej.

Krzyki, że tak nie można, są kpiny warte w obozie pisowskim. Ignoruje on także ostrzeżenia ze strony Unii Europejskiej, by Kaczyński nie szedł dalej tą drogą. I co im ktoś zrobi? Zwłaszcza że opozycja jest rozbita, niechętna i niezdolna do konsolidacji wokół tego, by podnieść z bruku „fortepian Chopina”, czyli bronić do końca demokratycznego państwa prawa.

Kosiniak-Kamysz, Biedroń i Hołownia liczą, że jakoś wygrzebią sobie swoje dołki i przetrwają. Nie widzą, że czeka ich los „stronnictw sojuszniczych” PZPR z epoki PRL. Ta krótkowzroczność okaże się zgubna i dla nich, i dla Polski. Jedyne uczciwe stanowisko w tej sytuacji to domaganie się uczciwych, opisanych w konstytucji wyborów prezydenckich. Stan obecny, po pięciu latach rządów Kaczyńskiego, jest taki, że wylądowaliśmy w jakiejś Jarolandii, między resztkami demokracji a wodzowskim państwem monopartyjnym. Jeszcze słychać jęk strun.