Budka nic z Gowinem nie ugra

Zgadzam się z Adamem Michnikiem: z Kaczyńskim w żadne układy polityczne wchodzić nie należy. A Jarosław Gowin sam mówi w mediach, że nie tak się z Kaczyńskim umawiał, aby teraz zgodzić się na propozycje Borysa Budki. Budka powinien te słowa potraktować serio. Gowin gra na siebie, a nie na odsunięcie Kaczyńskiego od władzy. A to jest przecież celem prodemokratycznej opozycji. Plan Budki zderzy się z oportunizmem sejmowej większości, a także z łamańcami ludowców i Hołowni w sprawie kluczowej: uczciwości wyborów prezydenckich.

Gowin, który poparł deformę sądownictwa, nie porzuci „zjednoczonej prawicy” i nie przejdzie na opozycyjną jasną stronę mocy. Nie ma na to ani ochoty, ani sił i środków politycznych. Nie może nawet być pewny, czy znajdzie poparcie we własnej kanapowej partii, która de facto jest tylko grupą interesu, niereprezentującą znaczącej części wyborców.

Borys Budka ma rację, szukając przyzwoitego wyjścia z tragifarsy, jaką są forsowane przez Kaczyńskiego „wybory pocztowe”. Przyzwoite wyjście może być w demokracji tylko takie, żeby wybory prezydenckie były uczciwe, a ich wynik można było zweryfikować niezależnie. Propozycja Budki, by przesunąć termin o rok, ma sens, ale już została odrzucona przez Andrzeja Dudę, który nazwał ją dziwnym pomysłem. Więc po co rozmawiać z Gowinem, który reprezentuje tylko samego siebie, gdy prezydent już uczciwą propozycję Budki odrzucił? Jedynym partnerem do rozmowy jest Kaczyński, ale jego zdanie jest znane i zmianie nie ulegnie. I tak wracamy do tezy Michnika: żadne układy z Kaczyńskim nie są dziś możliwe.

Kaczyński po 2015 r. nigdy nie poszedł na żaden zdrowy kompromis z prodemokratyczną opozycją. Cofa się tylko przed zmasowanymi protestami obywatelskimi, a i to taktycznie, aby zyskać czas. PiS pod jego przewodem jest machiną oblężniczą, strzelającą głazami w wyimaginowany „układ postkomunistyczny”. Celem PiS jest obezwładnienie opozycji, zbudowanie państwa pisowskiej nomenklatury i oligarchii, a także stworzenie pozorów, że takie państwo warte jest więcej niż obecność Polski w Unii Europejskiej.

Najnowszym przykładem tego pełzającego polexitu są kłamliwe wypowiedzi pisowskich dygnitarzy, na czele z premierem, że Unia nie pomaga Polsce w walce z kryzysem ekonomicznym na tle epidemii. Kaczyński w tym duchu i pod tym samym pretekstem wychwala państwo narodowe. A jaka jest prawda? Pandemia obnażyła nie tylko nieprzygotowanie nawet najsilniejszych państw narodowych na obecne wstrząsy, ale także bezsilność egoizmów narodowych.

Trump i Boris Johnson są coraz silniej krytykowani za bierność w obliczu pandemii. Trybuna brytyjskiego konserwatyzmu, londyński „Times”, nie wahała się oskarżyć premiera Johnsona, że jego bezczynność kosztowała życie tysięcy mieszkańców Królestwa. Jedyną pozytywną, globalną odpowiedzią na oba kryzysy, epidemiczny i ekonomiczny, jest globalna współpraca.

Majowe wyborcze igrzyska śmierci są elementem tego planu Kaczyńskiego. Udział w nich na jego warunkach kandydatów opozycji oznaczałby ich legitymizację, a w konsekwencji pośrednią zgodę na strategię PiS. W takiej sytuacji taktyczne gry nie mają sensu. Opozycja musi mieć swój plan i bronić tego, co PiS chce zniszczyć: praworządnej demokracji konstytucyjnej, uczestnictwa Polski w projekcie europejskim.

Nie szkodzi, że dla elektoratu pisowskiego, skrajnie prawicowego i części wahającego się centrum, argumenty ustrojowe są jakąś abstrakcją, która tych wyborców odstręcza. Przyjdzie czas i poczują na własnej skórze, że plan Kaczyńskiego uderzy ich po kieszeni i po wartościach, jakie są im bliskie, z wolnością na czele. Niech Budka próbuje, ale ze świadomością, że Gowin i Kaczyński grają znaczonymi kartami.