Wyborcze sidła Kaczyńskiego

Przestaję śledzić z zapartym tchem pandemiczne statystyki u nas i za granicą. Dziś usłyszałem w BBC, że do liczby zgonów nie doliczano dotąd zgonów pozaszpitalnych. Pensjonariusze domów seniorów umierali na wirusa, a podawano, że na zapalenie płuc, więc do księgi śmierci na wirusa te zgony nie trafiały.

Każdy rząd ma interes wyborczy, by statystyki wyglądały mniej zatrważająco, a starania władzy – bardziej krzepiąco dla obywateli. Podkrążone oczy zapracowanych ministrów zdrowia i wielkie chińskie dostawy maseczek budzą w spłoszonych wirusem obywatelach nadzieję, że władza nie zasypia gruszek w popiele.

Zobaczymy. Ale, trzymając kciuki za walczących z wirusem, księgowość epidemiczną wolę traktować ostrożnie. I nie przestaję z równym zainteresowaniem śledzić nie tylko lądowania „największych samolotów świata”, ale także codzienną prozę polityki. W Polsce – sprawę wyborów w czasie pandemii. Ma ona dla naszej przyszłości narodowej wciąż kluczowe znaczenie. To władza wespół z prezydentem ma nas wyciągnąć z epidemicznego kryzysu. I właśnie pojawił się sondaż IBRiS, że 40 proc. ankietowanych jest przeciw bojkotowi wyborów 10 maja.

Czyli co? Z jednej strony sondaże podają, że 60-70 proc. chce przesunięcia reelekcji Dudy, z drugiej aż 40 proc. nie chce bojkotu, co chyba należy rozumieć jako zgodę na ustawkę majową. Mam z niektórymi sondażami podobny kłopot co ze statystykami epidemicznymi. Coś tu nie gra.

Tak czy inaczej, jeśli ta liczba odpowiada rzeczywistości, to opozycja ma realny dylemat. Wycofać się czy nie? Wycofanie się będzie przez wielu uznane za słuszny protest, przez innych za oddanie wyborów walkowerem. Na tym tle toczy się spór między kandydatami opozycji. Jedni zapowiadają, że nie wezmą udziału w majowej podróbce wyborczej, inni się wahają. Tak Kaczyński zastawił pułapkę na opozycję i jej zwolenników. Chodzi tu o to, by opozycję przymusić do legitymizacji tragicznej majówki i obarczyć współodpowiedzialnością. Wybory i tak przegra w obecnej sytuacji, a odegra rolę kwiatka do kożucha. Jeśli dojdzie do zakażeń w związku z wyborami, to powiedzą: przecież wzięliście w nich udział, też jesteście winni.

To samo z protestami i pretensjami po oczekiwanej wygranej Dudy – usłyszymy wtedy: że co? Zwycięstwo w nierównej rywalizacji? Frekwencja niska? Mandat prezydencki słaby? Przecież braliście udział! Przegraliście, to szukacie dziury w całym!

Tymczasem argumenty za wycofaniem się z tej majowej ustawki są powszechnie znane. Wybory – tak, ale uczciwe i nie podczas epidemii. Nie ma żadnych wątpliwości, że wybory w formule narzuconej przez obecną władzę łamią konstytucję i standardy demokratyczne. Kolejny przykład znajdujemy we wtorkowym materiale „GW”, która opisała, jakim „cudem” uzbierano podpisy pod kandydaturą Marka Jakubiaka. Wygląda na to, że ma on być ewentualnym kontrkandydatem Dudy, jeśliby opozycja rzeczywiście wycofała się z ustawki. Chcą w ten sposób uratować Dudę przed tragifarsą w białoruskim stylu. Ale jak Państwowa Komisja Wyborcza miałaby zaakceptować ten cud, nie tracąc jednocześnie resztek wiarygodności?

Granice nonsensu w polskiej polityce są od 2015 r. przekraczane notorycznie. Wybory majowe to jeden nonsens więcej. Jeśli Kaczyński je przeforsuje – obojętne, w jakiej formie i pod jakim pretekstem – a Kidawa-Błońska, Kosiniak-Kamysz, Biedroń i Hołownia wezmą w nich udział – Bosaka pomijam, bo nie należy do obozu prodemokratycznego, tylko skrajnie prawicowego – to dadzą się wciągnąć w pułapkę Kaczyńskiemu. Zdaje się, że najbardziej do tego kwapią się w PSL, a sam Kosiniak już wyciągnął stopę ku sidłom, pod niedorzecznym hasłem, że ludowcy nie kapitulują. Każdy, kto zna powojenną historię polityczną, dobrze pamięta, że nie tylko kapitulowali, ale i kolaborowali z PZPR. Frazesy nie zastąpią polityki obliczonej na dłużej niż do najbliższych wyborów. A w końcu i tak Kosiniak przegra.

Wycofanie się z ustawki to nie jest wywieszenie białej flagi, tylko wywieszenie flagi biało-czerwonej. To akt patriotycznego i obywatelskiego sprzeciwu: bez uczciwych wyborów nie ma demokracji, a te wybory nie będą ani uczciwe, ani równe, ani powszechne, ani tajne, jeśli odbędą się na warunkach Kaczyńskiego i Sasina. Mówią to konstytucjonaliści, samorządowcy, doświadczeni organizatorzy wyborów, eksperci międzynarodowi. To daje opozycji mandat do kontestacji forsowania majowej ustawki, której wynik znamy od dawna.

Racja konstytucyjna jest po stronie sił prodemokratycznych. Wybory powinny się odbyć, ale dopiero wtedy, gdy będzie można prowadzić równą kampanię, do tego czasu kandydaci opozycyjni powinni zawiesić swoje uczestnictwo. I tłumaczyć sytuację wyborcom jak najszerzej się da. Sidła zastawione przez Kaczyńskiego trzeba obejść szerokim łukiem.