Kidawa wstaje od stolika szulerów

To uczciwe i słuszne. Z politycznymi szulerami się nie gra, bo i tak się przegra, a przy okazji zarobi się plamę na honorze. Pani Kidawa-Błońska ogłosiła, że zawiesza całkowicie swoją kampanię, i wezwała innych kandydatów do wycofania się z wyborów w terminie 10 maja. Ma rację, bo tu znaczonymi kartami gra się zdrowiem i życiem obywateli, aby realizować swoje cele, choćby po trumnach ofiar pandemii. Wszyscy to widzą, Polacy są przeciw, rywale Andrzeja Dudy już dawno jednym chórem powinni byli powiedzieć: basta!

Marszałek Kidawa-Błońska jako jedyna spośród kandydatów mogła zagrozić obecnemu prezydentowi. Do końca uzyskiwała największe poparcie w sondażach, bo trafiała swym językiem i stylem bycia do wyborców umiarkowanych. Jej sztab nie zasypiał gruszek w popiele, choć zwalczała ją nie tylko władza i cała prawica, ale także część opozycji. Wykorzystywano do tego jej potknięcia, rozdmuchując je do monstrualnej postaci. Jaka jest wiarygodność oskarżycielskiej Gosiewskiej? A jednak to Kidawę szarpano za nogawki, nawet w niepisowskich mediach, z zaciekłością mniejszą niż orędowników intrygi wyborczej wokół 10 maja.

Potknięcia Kidawy to nic w porównaniu z tym „pełzającym zamachem stanu”. Przyprawianie Kidawie gęby politycznej niedorajdy było chwytem pisowskiej propagandy, który kupiła część antypisowskiej opozycji. Przyjęła z radością, bo ubyła najsilniejsza rywalka. Nawet bezpartyjny katolik Hołownia ugryzł konkurentkę, że niby dała się złamać Kaczyńskiemu. Nie, przeciwnie, ona Kaczyńskiemu pokazała, że nie da się mu manipulować. I tego nie da się zagadać ani na prawicy, ani poza nią. Jej posunięcie to ponadpartyjny apel do sumień nie tylko konkurentów, ale też wyborców.

Bo przecież kandydaci wiedzą, że wybory w ogniu pandemii są nie do przyjęcia. Wiedzą, jak się skończyły francuskie wybory lokalne. Wiedzą, że w innych krajach wybory się odwołuje. Wiedzą, że gdyby doszło do wyborów w środku kryzysu, ich wynik – czyli wygrana Dudy w pierwszej turze – byłby zaskarżalny pod względem prawnym, a jego mandat byłby cieniutki politycznie i moralnie, co czyniłoby go jeszcze bardziej zależnym od Kaczyńskiego.

Wiedzą, a mimo to nie wstają od szulerskiego stolika. Bóg z nimi, lecz to Kidawa-Błońska zachowała się godnie i przyzwoicie. Ustawka wyborcza to kpina z demokracji i zagrożenie bytu narodowego. Reszta w rękach wyborców. Jak sobie pościelą, tak się wyśpią.