Śmiercionośne wybory 10 maja

70 proc. Polaków chce przeniesienia wyborów prezydenckich, Jarosław Kaczyński ogłosił, że mają się odbyć. PiS milczy albo popiera. Wszystko wskazuje, że 10 maja będziemy mieli nadal epidemię. Mówią o tym nawet niektórzy ministrowie. Jeśli mimo to Kaczyński nie zmieni zdania, 10 maja może się okazać dniem podwójnie śmiercionośnym: dla demokracji i dla wyborców.

Wybory będą nieuczciwe i nierówne, jeśli nie uda się skompletować 30 tys. komisji wyborczych, a frekwencja wyniesie ułamek uprawnionych. Ale ten ułamek to mogą być tysiące ludzi, także wyborców PiS i ludzi starszych, bo to w tej grupie wiekowej Kaczyński ma szczególne poparcie.

Wymuszanie na nich wyborów w warunkach epidemii i wbrew narzuconej przez pisowski rząd kwarantannie narodu to skrajna nieodpowiedzialność, szastanie zdrowiem i życiem obywateli. Andrzej Duda wciąż ma szansę zachować się przyzwoicie. Mógłby sam wycofać swą kandydaturę i wypracować z opozycją scenariusz racjonalny z poszanowaniem zasad demokracji konstytucyjnej. Ma kolejną okazję do tego, bo zwołał na poniedziałek Radę Bezpieczeństwa Narodowego. A prodemokratyczna opozycja ma okazję, by wezwać prezydenta podczas tego posiedzenia do odpowiedzialności na miarę jego urzędu. To byłoby działanie na rzecz dobra wspólnego wszystkich obywateli.

Inaczej, bez względu na swoje zwycięstwo, nie będzie miał politycznego i moralnego mandatu na drugą kadencję. Obejmie urząd w atmosferze oburzenia demokratycznej opozycji i milionów popierających ją wyborców, którzy poczują się oszukani i wykluczeni.

Powstałaby sytuacja zaskarżalna do Sądu Najwyższego. Sąd, jeśli nie zostanie ubezwłasnowolniony, nie mógłby zatwierdzić ważności wyboru prezydenta. Należałoby rozpisać nowe.

Kaczyński to wszystko wie. Wie, że jego scenariusz niczego nie stabilizuje, tylko dokłada do chaosu epidemii chaos prawny i polityczny. Jeśli mimo to brnie, to może być tylko jeden powód: utrzymanie się przy władzy na długie lata i za każdą cenę. Nawet po trumnach zmarłych na wirusa, którym mogliby się zakazić w komisjach wyborczych.

Możliwe, że Kaczyński postawi na swoim. Ma do dyspozycji ogromne środki perswazji i przymusu, których nie ma prodemokratyczna opozycja. Twardy elektorat PiS jest głuchy na wszelkie krytyki i ślepo wierzy w każde słowo i każdą obietnicę Kaczyńskiego, Morawieckiego, samego Dudy. Nigdy nie powie: sprawdzamy! Dowody, że źle się dzieje w państwie polskim, odrzuca jako manipulację i zdradę. Strach pomyśleć, co musi się jeszcze stać, by łuski spadły im z oczu.