Nie linczujmy opozycji, bo nic nam nie zostanie

Po frekwencyjnym blamażu opozycji w Sejmie wylała się na nią fala krytyki, a nawet zwykłego hejtu. Emocje wyrażały rozgoryczenie, oburzenie, frustrację jej zwolenników, może najbardziej wśród platformianych, choć akurat w klubie PO leserów było najmniej. Ale te emocje można też odczytać jako niegasnącą wiarę i nadzieję, że obecna władza może być demokratycznie i pokojowo pozbawiona władzy.

Nie chodzi tylko o wymianę jednej ekipy na inną, jednej partii u władzy na drugą. Spór dotyczy tego, że nie wszyscy obywatele – a w ostatnich wyborach na ugrupowania niepisowskie głosowało ich więcej niż na „zjednoczoną prawicę” – życzą sobie Polski mającej być państwem narodowo-katolickim i sprawiającej wrażenie, że bliżej jej do Ameryki Trumpa niż do wspólnoty europejskiej.

Dostrzega to Donald Tusk, który, odkąd został szefem Europejskiej Partii Ludowej, może się wypowiadać o sprawach polskich dużo swobodniej i z tego prawa chętnie korzysta, udzielając wywiadów niepisowskim mediom w naszym kraju. Widać w nich, że Tusk ma klarowny pogląd na PiS i samego Kaczyńskiego. Nie ma złudzeń, że prezesem kierują wciąż złe emocje smoleńskie. Że tak naprawdę ma w pogardzie nie tylko opozycję, czego nie kryje (,,mordy zdradzieckie”), ale też swoich lojalistów, jeśi mu podpadną, oraz społeczeństwo nie głosujące na PiS (,,gorszy sort’), czyli większość polskich obywateli.

Dzielenie społeczeństwa na lepszych i gorszych, „komunistów i złodziei” – to nie jest chwilowa retoryka na potrzeby wyborcze, ale sama istota jego polityki. Rozpalił konflikt wokół katastrofy smoleńskiej, doszedł na nim do władzy i tę metodę rządzenia uważa za najbardziej skuteczną, więc z niej nie zrezygnuje. To oznacza kolejne lata zamętu, chaosu i rozpadania się społeczeństwa po liniach partyjno-politycznych. Żadne to pocieszenie, że podobną metodą posługuje się Trump czy Boris Johnoson. W USA i w UK demokracja się obroni, w Europie pokomunistycznej przechodzi ciężką próbę w Polsce, na Węgrzech, w Republice Czeskiej.

W rozmowie z „Wirtualną Polską” Tusk wysyła jasny sygnał, że czas skończyć z linczowanem opozycji, szczególnie platformianej, za blamaż frekwencyjny, bo to po prostu mniejszy problem w porównaniu z problemem, jakim jest gotowość większości sejmowej do uchwalenia ustawy kagańcowej, która zbulwersowała niepisowskich prawników w Polsce i Europie. Tusk uważa, że ta ustawa to przejaw pełzającego polexitu. Kaczyński nie odważy się zerwać z UE, ale będzie obecność Polski w UE tak realizował, że w końcu sama Unia uzna tę obecność za zbędną.

Tusk może mieć sporo racji. Potrafi to, czego nie potrafi większość polityków i część komentatorów skupionych przede wszystkim na tematach bieżących. Potrafi spojrzeć z szerszej perspektywy na sprawy polskie, wykorzystując pozycję byłego szefa Rady Europejskiej UE i obecną, szefa Europejskiej Partii Ludowej. „Big picture” nie tylko poszerza, ale też pogłębia rozumienie obecnej sytuacji w Polsce.

Na opozycji sejmowej potyczka o ustawę kagańcową się nie kończy. Jej błąd może skorygować opozycja w Senacie, przedłużając dyskusję o stanie praworządności i wykorzystując w niej głosy ekspertów europejskich, którzy ustawę krytykują tak samo jak niezależni od rządu eksperci w Polsce.

Opozycja senacka w tej walce o rządy prawa powinna mieć jak najszersze wsparcie, także ze strony opozycji sejmowej, jej liderów politycznych i ruchów obywatelskich broniących demokracji konstytucyjnej i praw jednostki w Polsce. Opozycja jest, jaka jest, innej nie mamy. Ale bez niej Kaczyńskiemu łatwiej będzie osiągnąć cel: rządy bezterminowe i niepodlegające kontroli wewnętrznej i zewnętrznej. Ustawa kagańcowa to zwiastun tego, co szykuje obecna władza.

Najwyższy czas, aby opozycja przestała zajmować się sobą, a zajęła się tym, czego oczekują od niej wyborcy i obywatele, pragnący normalności.