Klątwa trumpizmu

Zróbcie Trumpowi impeachment i uratujcie demokrację w USA. Mówią, że impeachment podważyłby wynik wyborów, ale wynik wyborów tak naprawdę podważa bandycki plan Trumpa, by pozbyć się swego najpoważniejszego rywala Bidena, wciągając do wewnętrznej rozgrywki prezydenta Ukrainy. Tak pisze w „New York Timesie” Thomas Friedman.

I ma rację. Amerykanie nie wybierali prezydenta do takiej roboty, rujnującej politycznie i moralnie demokrację w USA. Wybory prezydenckie to ma być wolne głosowanie obywateli, a nie wielka manipulacja nimi za pieniądze podatnika.

Pojawienie się Trumpa w polityce amerykańskiej i międzynarodowej było gromem z jasnego nieba dla wszystkich, którzy jeszcze się nie pogodzili, że żyjemy w czasach populistycznego wzmożenia emocjonalnego, irracjonalizmu i agresji międzyludzkiej na tym tle. Oczywiście, to nie wszystkie przyczyny. Są też racjonalne: skutki chińskiej ekspansji gospodarczej, ale o tym populiści nie mówią, tylko o złych elitach.

Trump w normalnych czasach nie zostałby prezydentem, ale dziś masowe emocje, bezsilność i bezradność przegranych w gospodarce zglobalizowanej, a także różne polityczne trolle i hejterskie social media wybierają prezydentów i premierów wolnego świata. Kołtuństwo, brak ogłady i ogólnego wykształcenia, arogancja, bezwstydna megalomania – to wszystko w oczach wielu nie dyskwalifikuje polityków, tylko czyni ich właśnie wybieralnymi, bo choć kłamią, kradną, wchodzą w zmowy z typami spod ciemnej gwiazdy, to się dzielą, dostrzegają maluczkich, podnoszą ich z kolan.

No i mają takie wady jak ich wyborcy, a więc jest na czym budować z nimi wspólnotę. Dawniej byłby z tego wstyd, a wstyd niektórych motywowałby do podciągania się do poziomu otwierającego drogę do przyzwoitej kariery. W dobie internetu nie ma wstydu.

Trumpizm to pewien styl uprawiania polityki. Trumpa naśladują, a czasem nawet podziwiają politycy w Europie. Ten akurat amerykański import nie jest dobrym interesem. Za to infekuje politykę przekonaniem o potędze Twittera, politycznych gruszek na wierzbie, łatwowierności „ciemnego ludu”, który wszystko kupi, ślepej lojalności zwolenników.

Trumpizm źle robi polityce i społeczeństwom. W polityce i społeczeństwie wywołuje polaryzację, blokującą racjonalny dialog między ludźmi. Społeczeństwo rozpada się na zwaśnione, wzajemnie agresywne plemiona i bańki, które są niszą i schronieniem, umożliwiającym jakieś życie towarzyskie, ale tylko pod warunkiem, że inni myślą tak samo jak my.

Kiedy w 1973 r. impeachment zagroził Nixonowi, zarzuty potraktowała poważnie nie tylko opozycja, ale też część jego zwolenników. Nie było jeszcze Fox News, ludzie wierzyli mediom ponad sympatiami partyjnymi, Nixon sam ustąpił, widząc, że traci poparcie. Dziś Trump z góry odrzuca zarzuty jako totalny nonsens, a Fox News wspiera go bez zastrzeżeń.

Zwolennicy Trumpa nie przejmują się zarzutami przeciwko niemu, mogącymi prowadzić do impeachmentu za nadużycie władzy prezydenta. Uważają je za produkt spisku elit waszyngtońskich z lewicowymi mediami krajowymi i globalnymi. I po dyskusji.

Przed Trumpem amerykańskie partie polityczne były federacjami różnych środowisk i tradycji, dziś zarówno republikańska prawica, jak i demokratyczna lewica zamyka się w sobie i konsoliduje wokół lidera, kimkolwiek jest. Trumpizm w wydaniu amerykańskim, włoskim, angielskim czy polskim jest zabójczy dla demokracji.