Tusk „do dyspozycji”. Warto poczekać

Na miejscu Grzegorza Schetyny poczekałbym na to, co 2 grudnia zamierza powiedzieć Donald Tusk.

Dzień wcześniej zakończy szefowanie Radzie Europejskiej UE. To jego ogromny osobisty kapitał na przyszłość. Żaden polski polityk nie ma takiej sieci kontaktów i tylu źródeł informacji. Ale to także kapitał demokratycznej, wolnej, otwartej na świat Polski. Nawet jeśli Tusk ostatecznie pozostanie na arenie międzynarodowej czy w polityce europejskiej, np. jako szef chadeckiej frakcji w Parlamencie Europejskim, Polska na tym zawsze skorzysta. I to są „plusy dodatnie”.

Teraz „plusy ujemne”. W obozie demokratycznym strasznie cisną na Platformę/Koalicję Obywatelską, żeby wreszcie zabrała się za kampanię prezydencką. Czasu mało, niespełna rok, a prezydent Duda gruszek w popiele nie zasypia. Na „gruszkę” pracuje cały aparat państwowy i propaganda. Tusk to wszystko widzi, wyciąga wnioski, nie pcha się przed szereg, ale w rozmowie z TVN24 oświadczył, że jak będzie trzeba, to jest do dyspozycji.

Uważam, że w tej sytuacji lepszą taktyką jest trzymanie obozu władzy w niepewności i rosnącym napięciu. Może Kidawa? Może „czarny koń”? A może jednak Tusk? Niech się głowią. Im wcześniej będą wiedzieli, tym lepiej się przygotują do kontrataku. Jego istotną częścią będzie obsmarowywanie oficjalnego kandydata lub kandydatki PO/KO na urząd prezydenta.

Trzymanie trolli w niepewności nie jest sprzeczne z wewnętrznymi wyborami przywództwa PO ani z urządzeniem prawyborów. To przecież wspaniała okazja pokazania wyborcom, jakich innych liderów – prócz, ewentualnie, Tuska – ma do dyspozycji największa partia opozycyjna. I można to zrobić, czekając na jego grudniowe oświadczenie. Gra na kilku fortepianach nie musi być chaosem i konfuzją, za to może siać zamieszanie w obozie władzy.

Plusem ujemnym są notowania Tuska w sondażach. Pisowska propaganda i prokuratura zrobiły swoje. W samej PO nie pomogły plotki o złej relacji Tuska ze Schetyną. Ale nie najlepsze sondaże Tusk łatwo by odrobił, gdyby wystartował. Wie o tym PiS i sam Kaczyński, który już na wszelki wypadek odmawia udziału w debatach z Tuskiem. Czasami w polityce trzeba umieć posłużyć się technikami judo: ze słabości uczynić siłę.